piątek, 5 października 2012

Odrobina wspomnień, czyli ile razy można zatańczyć pierwsze tango?



Ostatnio, kiedy rozmawiałam z koleżanką o nadchodzących warsztatach z Pablo, padło rzucone mimochodem pytanie, czy pamiętam swoje pierwsze tango zatańczone na milondze. I już chciałam odpowiedzieć „Oczywiście, że tak”, kiedy to uświadomiłam sobie, że moje pierwsze tango miało miejsce dwa razy:).

A było tak…
Pamiętam jak dziś , że powtarzałam sobie w głowie jak mantrę: „daj się prowadzić, daj się prowadzić…”, choć do końca jeszcze nie wiedziałam co to w ogóle oznacza;) Miałam na szczęście przyjemność tańczyć z bardziej doświadczonym partnerem, który tolerował moją odrobinę przerażenia i momentami za dużą samodzielność (zawsze miałam do tego naturalny talent:)). I w ten oto raczej standardowy, jak na osobę początkującą sposób, krzyżyk i pierwsze ocho zostały przeze mnie odtańczone. Pomimo całego strachu i podekscytowania zarazem, pamiętam jak odniosłam już wtedy wrażenie, że ten taniec jest naprawdę inny niż tańce towarzyskie, które wówczas ćwiczyłam. I że może w nim chodzić o coś innego, o tę frajdę z samego tańczenia i bycia we wspólnej przestrzeni z kimś innym oraz lepszego lub gorszego, ale dogadywania się w sensie tanecznym. To było miłe uczucie, że jest taki taniec, w którym można popełniać błędy, można być sobą i akceptować to samo u innych, a jednocześnie dobrze się bawić i żeby nie było, tańczyćJ To był chyba właśnie ten moment, w którym pokochałam tango i poddałam się jemu, porzucając systematycznie inne tańce. Już wtedy wiedziałam, że jest to przestrzeń dla ducha, emocji i umysłu. Te cztery aspekty są dzisiaj fundamentem mojej pracy w metodzie TangoCoaching.

Drugi „pierwszy raz”
Szczerze przyznam, że w tym drugim wypadku nawet nie pamiętam partnera, z którym wtedy tańczyłam;). Mój umysł wyłączył się na rzeczywistość, miałam wrażenie jakbym na chwilę miała możliwość spotkania się sama ze sobą, w przestrzeni którą udało mi się stworzyć razem z partnerem. Ponieważ akurat w moim przypadku jest tak, że samoświadomość, poznawanie siebie, swoich emocji, myśli, słabych i mocnych stron, to coś, co uwielbiam, wtedy zrozumiałam, że tango może być fenomenalną formą bycia ze sobą i poznawania siebie. To możliwość medytacji w ruchu, która regeneruje zarówno ciało jak i umysł. Stan taki przez parę lat próbowałam osiągnąć siedząc w pozycji lotosu;) Niestety ta ostatnia forma okazała się być zupełnie nie dla mnie, bo ja potrzebuję być w ruchu… Tango okazało się więc rozwiązaniem idealnym.

Co mi to dało?
Dzisiaj widzę jak te dwa doświadczenia wpłynęły na moje dalsze pojmowanie tańca. Dzisiaj elementy tanga wykorzystuję, by innym pokazywać drogę do swego wnętrza, do umiejętności ufania sobie, innym i światu, który nas otacza. Także do tworzenia relacji opartych na szacunku i zrozumieniu, na komunikacji, która prowadzi do tworzenia, a nie do niszczenia siebie nawzajem.

A jakie są Wasze doświadczenia związane z pierwszym tango? Powspominacie ze mną jesienną porą?:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„Masz tylko jedno życie. Znajdź czas, by być szczęśliwy