poniedziałek, 13 maja 2013

Mentalne, emocjonalne i duchowe połączenie dwóch różnych światów, czyli tango w parze..

Co sprawia, że tango jest tak odmiennym tańcem? Dlaczego niektórzy nie wyobrażają sobie życia bez wieczornej milongi i zanurzenia się w muzykę i objęcia często zupełnie nieznanych osób? Co ich w nim tak pociąga?

Tango jako spotkanie na poziomie umysłu

Tango jest spotkaniem we wspólnej, specyficznej przestrzeni oferowanej sobie przez partnerów nawzajem, a także przez opowieść, którą niesie ze sobą muzyka tanga. Czy usłyszą siebie i w jakim stopniu się zrozumieją? Jaki jest cel i jakość tego spotkania? Czy zapraszasz swoją partnerkę i partnera do swojego świata? No i czy z drugiej strony wchodzisz do jej/jego świata, czy chcesz poznać kto tam mieszka czy wychodzisz z założenia, że przecież już od dawna wiesz, kim jest ta osoba.

Od kilku już lat bacznie przyglądam się temu zjawisku. Zarówno z pozycji Kobiety prowadzonej jak i osoby prowadzącej (kiedy tańczę w roli partnera), a także z pozycji osoby uczącej tej sztuki jaką jest Tango. Obserwuję postawy mężczyzn i kobiet, tych znających się od lat i tych nieznanych sobie. Ostatnio, kiedy zrobiłam zmiany w parach, jako refleksję usłyszałam, że trzeba być bardzo… uważnym.

Owszem, tango uczy nas świadomej uważności. Na siebie, na sygnały płynące z naszego ciała, na informacje, które przekazują nam inni.

Im mniej stworzę założeń wstępnych i bardziej odrzucę swoją interpretację rzeczywistości, a po prostu będę towarzyszyć danej osobie w jej świecie tym łatwiej stworzę miły klimat, tym bardziej zdobędę zaufanie i otwartość drugiej strony, tym więcej ja doświadczę przyjemności i radości z tego spotkania.

A teraz wyobraź sobie jak wzbogacającym nas ludzi doświadczeniem jest sytuacja, gdy obie strony podchodzą do spotkania podobnie. Każdy z nas traktuje drugą osobę, jakby spotykał się z nią po raz pierwszy, niezależnie od ilości lat znajomości. Może się to wydawać na początku trudne, bo to brzmi trochę tak jakbyśmy każdego dnia musieli poznawać na nowo osobę, z którą żyjemy, naszych przyjaciół, znajomych..Więc pewnie nie chodzi tu o przesadę, jakby się jednak zmieniła nasz relacja gdybyśmy choć odrobinę odłożyli na bok wszystkie „pewniki”, które wiemy na temat innych osób i tego, kim oni są. By słuchając swojego partnera tak naprawdę usłyszeć to, co do nas mówi, poczuć jego emocje i dotrzeć do sedna jego przekazu a nie z góry zakładać, że np. znowu marudzi, albo że znowu chce ode mnie coś niemożliwego, albo, że to jej/jego wina, że coś nie wychodzi itd.
„Tango jest estetyką ciszy. Jest wspólnym milczeniem, próbą, żeby tę jedyną chwilę razem przetańczyć jak najuważniej, jak najpiękniej, jak najlepiej. ”

Tango jak trening wychodzenia poza strefę komfortu

Są osoby, które uwielbiają tańczyć z nowymi partnerami, gdyż wtedy nie mogą rządzić się żadnymi przekonaniami, bo nic nie wiedzą na temat danej osoby, wtedy, by cokolwiek zatańczyć muszą się wsłuchać w siebie nawzajem, w sposób totalnego nowicjusza. Co jednak stoi na przeszkodzie, by zatańczyć tak z każdym partnerem i partnerką? Co by się stało gdybyśmy porzucili stare opinie i poznali odrobinę tej samej przestrzeni na nowo? A no wyszlibyśmy poza swoje strefy komfortu, na pole na którym wszystko jest możliwe, na którym może być zarówno niebezpiecznie jak i przepięknie. Ale dzięki temu możemy dostrzec wiele z piękna innych osób uwalniając ich z naszych ciasnych klatek postrzegania.

Ostatnio na jednym spotkaniu, kiedy partnerka była rozproszona i popełniała trochę błędów, ja skorygowałam całą parę, a ona rzuciła: „widzisz to nie moja wina..”. Zafascynowała mnie wtedy odpowiedź jej partnera „Kochanie, tutaj nie chodzi o czyjąś winę tutaj chodzi o skupienie.” Trafił w sedno! Nie chodzi o szukanie winnych, chodzi o znalezienie satysfakcjonujących rozwiązań. A środkiem do ich znalezienia jest właśnie skupienie i uważność, zarówno na siebie, jak i na partnera oraz na tworzącą się wspólną przestrzeń.

Ponadto im szybciej podejdziemy do różnych potknięć i pomyłek jak do ciekawych momentów szukania nowych rozwiązań i nowych możliwości przejść, tym więcej dostarczymy sobie radości z każdego tanga, które zatańczymy. Jak mawiał Al Pacino w filmie „Zapach Kobiety” …W tangu nie ma błędów, w porównaniu z życiem. Prostota. Ona czyni tango tak wspaniałe. W razie potknięcia nie zwracasz uwagi i tańczysz dalej

Tango jako spotkanie na poziomie emocji

Taniec ten jest dobry dla ciała, dobry dla umysłu, dobry dla duszy, gdyż może nadać naszemu życiu duchowy wymiar, który zakorzeniony jest właśnie w naszym ciele. Taniec i ruchy, które wypływają z wewnętrznych impulsów zrodzonych w danym momencie w naszych sercach poruszają całą naszą fizjologię. Ruchy te i ogólnie możliwość poruszania się daje nam kontakt z rzeczywistością i łączy nas z życiem. Kiedy tańcząc poddajemy się rytmowi muzyki to tak naprawdę zaczynamy tańczyć w bezpośrednim kontakcie z naszymi instynktami, z naszą pradawną mądrością, która w nas mieszka, a która często jest uśpiona poprzez pośpiech i życie raczej na powierzchni życia. A tak naprawdę właśnie życie w zgodzie z tą mądrością jest kluczowe do zdrowego ciała i spełnionego życia. Niestety mądrość ta często zostaje w nas schowana poprzez system edukacji, który głównie skupia się tzw. „prawdach obiektywnych” i zewnętrznych, a mało czerpie z mądrości naszego ciała, serca i natury, której jesteśmy przecież częścią.

Tango, poprzez ogromną ilość uważności i skupienia zarówno na sobie jak i partnerze, muzyce i otoczeniu, daje nam z powrotem możliwość włączenia tej mądrości w nasze życie. Kiedy zagłębiamy się w melodię, w całą gamę emocjonalną muzyki tanga, wtedy zaczynamy tańczyć swoje emocje i nimi komunikujemy się z innymi. W bezpiecznej przestrzeni tańca pozwalamy, by nasze serca przemówiły, a nasze uczucia swobodnie przepłynęły przez nas, bez obaw dajemy sobie prawo by być naturalnymi, by po prostu być sobą. To doświadczenie w piękny sposób daje nam możliwość otwarcia naszych serc, choćby tylko na czas tańca. A że wszyscy praktycznie uznajemy serce jako symbol miłości więc jednocześnie otwieramy się na najbardziej uzdrawiające uczucia miłości, wdzięczności i radości w życiu.

Miłość jest odżywcza, kiedy jesteśmy połączeni z centrum naszych emocji możemy odczuwać sami siebie, czuć i zauważać nasze emocji, a dzięki temu nauczyć się żyć w kontakcie ze światem i komunikować z ludźmi z poziomu serca. Tango, jako taniec o dużym zabarwieniu emocjonalnym, ułatwia nam właśnie takie połączenie ze światem, połączenie, które ożywia nasze ciała i które zawsze rozwija i buduje.

Z mojej perspektywy na tym właśnie polega magia tanga, na wejściu we wspólną przestrzeń, na zbudowaniu jej w przeciągu tych kilku chwil poprzez wstępne słuchanie, odczuwanie partnera, jego emocji i propozycji tanecznych. Poprzez odłożenie swojej zbroi i zaproszenie do siebie, w zaufaniu i wspólnym poszanowaniu. A także na otwieraniu się na miłość, wdzięczność i akceptację.

A Ty czego doświadczasz podczas tego tańca?

niedziela, 18 listopada 2012

Stres!! O co w nim chodzi i jak mu się nie dać?


Zwykły dzień, dzieją się różne rzeczy i nagle pojawia się też taka, która absolutnie jest nie po mojej myśli, stawia mnie w trudnej sytuacji i czuję, jak moje ciało zaczyna reagować… stresem. Szybko więc uświadamiam sobie ten fakt, biorę kilka głębokich oddechów „do brzucha” powtarzając sobie, że z każdej sytuacji jest przecież wyjście, już z niejednej wyszłam zwycięsko, więc dlaczego tym razem miało by być inaczej… Czuję jak ciało stopniowo relaksuje się, a myśli stają się bardziej uporządkowane i konstruktywne. W pewnym momencie pojawia się nawet refleksja, że może i dobrze mi to zrobi, kiedy zakaszę rękawy i rozwiążę to… wyzwanie (bo szybko zaczynam postrzegać, że zaistniała sytuacja ma właśnie taki charakter). Ok, czas zacząć działać. Szybka reorganizacja planów, odwołać to, przełożyć tamto (o dziwo wiele osób twierdzi, że nawet im to na rękę;) i… po pięciu godzinach sytuacja opanowana, czuje się dość zmęczona, ale nie wyeksploatowana jak po nieefektywnej sesji „stresowania się”, a do tego to cudowne poczucie spełnienia, wzmocnienie pewności siebie i świadomość, że wciąż potrafię efektywnie reagować na sytuacje stresowe… bezcenne;).

Czym właściwie jest stres?
Stres to jest nasza reakcja fizjologiczna. Nie wydarzenia, ludzie czy okoliczności same w sobie, tylko nasze spostrzeżenia na ich temat, nasze utarte nawyki myślowe, które zarządzają całym organizmem. Dlatego tak ważne jest, by na początek nauczyć się powiedzieć „STOP!” obezwładniającej lawinie reakcji stresowej, a potem rozćwiczyć nasz umysł w szukaniu rozwiązań i dobrych stron każdej sytuacji, według maksymy „doświadczeniem nie jest to, co się człowiekowi przydarza, ale to, co on zrobi z tym, co się jemu przydarza.”

Nabyte a wyćwiczone mechanizmy obronne
Jedni naturalnie radzą sobie lepiej, inni trochę gorzej, z takimi wyzwaniami. Ja kiedyś radziłam sobie kiepsko, ale gdybym będąc w dość rozpaczliwej sytuacji nerwicy któregoś tam stopnia;) nie dała sobie szansy i nie zaczęła praktykować nowych zachowań i sposobów myślenia, prawdopodobnie znacząco wspierałabym dzisiaj potężny przemysł farmaceutyczny i to nie tylko poprzez pracę w aptece;). Pod wpływem różnych mentorów zadałam sobie ten trud i krok po kroku ćwiczyłam to, czego mnie uczono na warsztatach. Dzisiaj wyuczone mechanizmy uruchamiają się wręcz automatycznie, a jeśli nawet jakieś „tryby” nie zaskoczą, to szybko przechodzę na sterowanie manualne, by możliwie jak najlepiej ochronić swoje ciało przed szkodliwym działaniem stresu i po prostu po to, by w trudnych sytuacjach działać efektywniej.

Przekazuję dalej tylko te metody, które sprawdziłam na własnej skórze
Ponieważ jest to jedna z moich osobistych strategii radzenia sobie ze stresem, często nauczam jej na moich warsztatach poświęconych radzeniu sobie z emocjami i na początek często słyszę: ”niemożliwe, że to działa”, „w przypadku moich problemów to nie takie proste”, „bzdura, to inni ludzie/rząd/pracodawca/mąż etc. powinni ponieść karę za to, ja nie mogę nic zrobić” za proste, by mogło być prawdziwe”. Wtedy wchodzimy w temat tego, w co każdy z nas wierzy, bo jak twierdził Henry Ford „Jeśli wierzysz, że potrafisz, to masz rację, jeśli wierzysz, że nie potrafisz to też masz rację!!!”.

Są osoby, które zdają sobie wówczas sprawę ze schematyczności swojego dotychczasowego podejścia do tematu stresu i naraz ich twarz rozpromienia się na myśl, że mogą coś w tej kwestii jednak zrobić, że w sumie to one decydują o tym, w co wierzą. Są osoby, które stwierdzają „przyjrzę się… popraktykuję” i są wreszcie osoby, które niestety tylko utwierdzają się w przekonaniu, że na nie już nic nie zadziała i przestaną się stresować jak znikną wszystkie problemy… Eh, tylko prawda jest taka, że problemy (czyt. Wyzwania) pojawiają się na każdym etapie naszego życia, bo to jest sens naszego rozwoju i kształtowania nas samych.
Pamiętajmy: „Życie może jest i trudne, ale to tylko od nas zależy czy zetrze nas na piach czy wyszlifuje na diament.”

Dlaczego TangoCoaching™ nauczy radzić sobie ze stresem efektywniej od tradycyjnych warsztatów?
Na warsztatach, na których stosuję moją autorską metodę TangoCoaching™ (zapraszam na najbliższy, który odbędzie się już 24.11 w ramach jesiennego programu „Pracowni Po Deszczu”), takim wyzwaniem do pokonania stresu jest uczenia się tanga. Proces ten pokazuje metaforycznie jak radzę sobie z wyzwaniami i czego potrzebuję, by radzić sobie coraz lepiej, pokazuje myśli, przekonania, a także stan naszego ciała, które w dzisiejszych czasach eksploatujemy często ponad nasze siły. A potem uczy jak małymi krokami zacząć dbać o nie każdego dnia. Po zakończeniu takich zajęć trzeba PRAKTYKOWAĆ POZNANE TECHNIKI KAŻDEGO DNIA, by w chwilach próby, tak jak opisałam to na początku, włączyć nowe, efektywne sposoby radzenia sobie ze stresem. Mechanizmy obronne mają po prostu wejść nam w krew!

A co Ty sądzisz na ten temat?
Może zechcesz się ze mną podzielić, co według Ciebie jest właśnie najtrudniejsze w tym „modnym” dziś temacie? Co można byłoby zrobić, by coraz więcej osób widziało swój olbrzymi potencjał w tym, by zarządzać własnym stresem? Albo jakie masz sprawdzone swoje sposoby radzenia sobie z tym demonem? Chętnie rozszerzę swoją wiedzę.

sobota, 27 października 2012


TangoCoaching™ – czy moja metoda się sprawdza?

 Kilka dni temu miałam okazję udzielić wywiadu na temat mojej autorskiej metody pracy – TangoCoaching™. Jednym z tematów poruszonych podczas rozmowy było to, jak we mnie tworzyły się podstawy TC™ i jak opracowałam fundamenty czegoś, co można nazwać „selekcją” emocji. Stosując połączenie tango z elementami coachingu, przekonałam się, że TC™ może być złotą metodą…

…na poznanie siebie
Już kilka lat temu odkryłam, jak wiele emocji może wzbudzać w człowieku tango. Muzyka tanga jest bardzo zmienna jeśli chodzi o nastroje. To dosłownie emocjonalny rollercoaster – podczas jednego utworu tańczy się smutek, by za chwilę wyrazić złość, euforię, radość czy nostalgię. Pamiętam, że z chwilą, gdy to odkryłam, tango stało się dla mnie możliwością wzmacniania inteligencji emocjonalnej, czyli obserwowania swoich uczuć, nauką ich rozumienia i akceptacji, a przede wszystkim okazywania, przeżywania czy uwalniania. Taniec okazał się bardzo bezpieczną przestrzenią do takich eksperymentów. Dlaczego? Dlatego że dopuszczalne są wielokrotne próby, które – jak to próby – mogą zakończyć się sukcesem lub porażką. Często utwór trwa tylko kilka minut i nawet jeśli jakaś emocja nas przerazi albo okaże się za trudna, zawsze możemy dosłownie i w przenośni powiedzieć STOP, bo to tylko taniec. 

…na poznanie innych
Innym wartościowym aspektem TangoCoaching™ jest także budowanie więzi z partnerem. Przecież inaczej tańczy się, kiedy wspólnie dostrajacie się do swoich emocji i razem je wyrażacie. Często obserwuję pary po prostu tańczące i te, które płyną po parkiecie. I nie zależy to, według mnie, od ich umiejętności czysto technicznych, czy ilości znanych figur i kroków. Bardziej chodzi o to, że w tangu niektórych par widać współdzielenie odczuć. Mogą one być podyktowane zarówno muzyką, miejscem, aktualnym stanem psychofizycznym i oczywiście tym, czy potrafią je pokazać partnerowi, by następnie wspólnie wytańczyć. Wtedy wystarczy kilka figur, by poczuć smak prawdziwego tanga. Może to być szczególnie piękna nauka dla par, które żyją ze sobą na co dzień. Tańcząc tango mają szansę wzbogacić swoją komunikację, lepiej zrozumieć potrzeby swoje i partnera, zbudować zaufanie i wzmocnić poczucie bezpieczeństwa. To wszystko bierze swój początek w doświadczanych w danej chwili uczuciach i emocjach, to one informują o tym, co się w nas dzieje i są swoistym kompasem naszych myśli, które kierują dalej ludzkimi zachowaniami. Taka samoświadomość w życiu codziennym może otworzyć drogę do zmiany swoich postaw oraz selekcji uczuć, które chcemy odczuwać w różnych sytuacjach.

…na budowanie relacji
Innym ciekawym doświadczeniem jest to, że często ten sam utwór inaczej zatańczy się z różnymi partnerami i – tak jak w życiu - każdy człowiek wzbogaca nas o coś innego, pozwala odkrywać niekiedy nowe aspekty siebie, niespotykane dotąd emocje i różny stopień wrażliwości. Wówczas stoimy w obliczu nowego wyzwania, gdyż musimy z partnerem nawiązać nić porozumienia i - co najważniejsze -  starać się z nim współdziałać.

A więc zachęcam Ciebie do wykorzystania Tanga jako narzędzia samorozwoju, wzmacniania swojej inteligencji emocjonalnej i nauki komunikacji. Jeśli już tańczysz, choćby w stopniu początkującym, przy następnym tangu zwróć uwagę na siebie, swoje emocje i tę wspólną przestrzeń, którą tworzysz z partnerem… Co czujesz? Czego doświadczasz? Gdzie doświadczasz tego w swoim ciele? Czy razem z partnerem tańczycie tę sama emocję lub podobną?  Bardzo ciekawi mnie, jak zmieni się Twoje tango, kiedy oprócz kroków skupisz się właśnie na tym emocjonalnym aspekcie... Kiedy się już na to zdecydujesz, napisz do mnie, takie wrażenia też warto współdzielić:)

piątek, 5 października 2012

Odrobina wspomnień, czyli ile razy można zatańczyć pierwsze tango?



Ostatnio, kiedy rozmawiałam z koleżanką o nadchodzących warsztatach z Pablo, padło rzucone mimochodem pytanie, czy pamiętam swoje pierwsze tango zatańczone na milondze. I już chciałam odpowiedzieć „Oczywiście, że tak”, kiedy to uświadomiłam sobie, że moje pierwsze tango miało miejsce dwa razy:).

A było tak…
Pamiętam jak dziś , że powtarzałam sobie w głowie jak mantrę: „daj się prowadzić, daj się prowadzić…”, choć do końca jeszcze nie wiedziałam co to w ogóle oznacza;) Miałam na szczęście przyjemność tańczyć z bardziej doświadczonym partnerem, który tolerował moją odrobinę przerażenia i momentami za dużą samodzielność (zawsze miałam do tego naturalny talent:)). I w ten oto raczej standardowy, jak na osobę początkującą sposób, krzyżyk i pierwsze ocho zostały przeze mnie odtańczone. Pomimo całego strachu i podekscytowania zarazem, pamiętam jak odniosłam już wtedy wrażenie, że ten taniec jest naprawdę inny niż tańce towarzyskie, które wówczas ćwiczyłam. I że może w nim chodzić o coś innego, o tę frajdę z samego tańczenia i bycia we wspólnej przestrzeni z kimś innym oraz lepszego lub gorszego, ale dogadywania się w sensie tanecznym. To było miłe uczucie, że jest taki taniec, w którym można popełniać błędy, można być sobą i akceptować to samo u innych, a jednocześnie dobrze się bawić i żeby nie było, tańczyćJ To był chyba właśnie ten moment, w którym pokochałam tango i poddałam się jemu, porzucając systematycznie inne tańce. Już wtedy wiedziałam, że jest to przestrzeń dla ducha, emocji i umysłu. Te cztery aspekty są dzisiaj fundamentem mojej pracy w metodzie TangoCoaching.

Drugi „pierwszy raz”
Szczerze przyznam, że w tym drugim wypadku nawet nie pamiętam partnera, z którym wtedy tańczyłam;). Mój umysł wyłączył się na rzeczywistość, miałam wrażenie jakbym na chwilę miała możliwość spotkania się sama ze sobą, w przestrzeni którą udało mi się stworzyć razem z partnerem. Ponieważ akurat w moim przypadku jest tak, że samoświadomość, poznawanie siebie, swoich emocji, myśli, słabych i mocnych stron, to coś, co uwielbiam, wtedy zrozumiałam, że tango może być fenomenalną formą bycia ze sobą i poznawania siebie. To możliwość medytacji w ruchu, która regeneruje zarówno ciało jak i umysł. Stan taki przez parę lat próbowałam osiągnąć siedząc w pozycji lotosu;) Niestety ta ostatnia forma okazała się być zupełnie nie dla mnie, bo ja potrzebuję być w ruchu… Tango okazało się więc rozwiązaniem idealnym.

Co mi to dało?
Dzisiaj widzę jak te dwa doświadczenia wpłynęły na moje dalsze pojmowanie tańca. Dzisiaj elementy tanga wykorzystuję, by innym pokazywać drogę do swego wnętrza, do umiejętności ufania sobie, innym i światu, który nas otacza. Także do tworzenia relacji opartych na szacunku i zrozumieniu, na komunikacji, która prowadzi do tworzenia, a nie do niszczenia siebie nawzajem.

A jakie są Wasze doświadczenia związane z pierwszym tango? Powspominacie ze mną jesienną porą?:)

wtorek, 7 sierpnia 2012

Świadome i pełne życie wg poradnika duchowego

Dziś wpis będący w 100% cytatem. Pięknym, inspirującym, trafnym:

Zdolność świadomego i pełnego istnienia – wskazówki

Oto kilka wskazówek uczących prowadzenia w pełni świadomego życia. Dzięki nim nauczysz się demaskować iluzje materialnego świata oraz zmysłów. Każdy z punktów wymaga głębokiego przeanalizowania i nie jest łatwy w realizacji. Codzienne życie dostarcza tak wielu bodźców, że zapanowanie nad samym sobą wydaje się zadaniem ponad siły. Jeśli się jednak dobrze przyjrzysz poniższym wskazówkom, z pewnością dostrzeżesz drogę, która doprowadzi do upragnionego celu.

Wszystko jest jednością – od zwykłego ziarenka piasku na pustyni po ludzką duszę. Nie istnieje nic, co mogłoby być odłączone od reszty.
Każdy człowiek dysponuje siłą równą potędze całego wszechświata.
Ludzie doświadczają w swoim życiu tylko tego, czym są w swej prawdziwej naturze.
Każdy akt woli człowieka jest aktem twórczym.
Jest w człowieku niczym nieograniczona moc, dzięki której może dokonać wszystkiego, co tylko zapragnie.
To, czym ludzie zajmują się w swoich umysłach jest ośrodkiem rzeczywistości. To, co omijają w myślach nie istnieje jako część ich świata – a bez tego ich świat jest niekompletny.
Rzeczywistość jest jak zwierciadło. Przyjmie taki kształt, jaki ludzie nadają swojemu wnętrzu.
Człowiek modeluje świat swoim umysłem, ale również świat wpływa na kształt ludzkiego umysłu. Są ze sobą wzajemnie powiązane i uzależnione od siebie – jeden bez drugiego nie jest w stanie funkcjonować prawidłowo.
To, co najcenniejsze człowiek nosi w sercu. Uczucia określają granice jego zdolności i osiągnięć.
By emocje miały moc kształtowania świata, muszą zostać oczyszczone z zazdrości i nieumiarkowanego pożądania.
Wszystkie prawa i zasady są tylko tymczasowymi założeniami, które wynikają z braku pełnej wiedzy o sobie i wszechświecie. Nadejdzie czas, kiedy każde z tych praw będzie mogło zostać obalone bądź skorygowane.
Każdy element rzeczywistości jest jej maleńkim obrazem. Wszystko wygląda w swej naturze dokładnie tak samo – zarówno w makro-, jak i mikroskali.
Linearność czasu jest iluzją powstałą w wyniku percepcyjnej pomyłki. Tak naprawdę nie ma ani przeszłości, ani przyszłości. Wszystko „toczy się” dokładnie w tej samej chwili. Jedyną prawdziwą formą wieczności jest teraźniejszość.
Każda zmiana – nawet niewielka – ma wpływ na cały wszechświat. Jeśli zniszczymy jedno maleńkie ziarenko piasku na pustyni, zmieni się cała rzeczywistość. Z perspektywy człowieka, być może nie będzie widać tej zmiany, ale to nie znaczy, że jej nie było.
Każdy człowiek może się zmienić, jeśli uważa, że zmiana jest konieczna. Nie potrzebuje do tego celu czerpać siły i odwagi z zewnątrz. Wystarczy jego własna moc.
Sposób w jaki człowiek wiąże się z rzeczywistością oraz innymi istotami żyjącymi, określa to, jak będzie traktowany przez otoczenie.
Doświadczenia w życiu człowieka – zarówno te przyjemne, jak i mniej – mają swoje źródło w jego własnych uczuciach i pragnieniach. Nie ma doświadczeń negatywnych, są tylko „nieodrobione lekcje”.
Działanie człowieka jest uzależnione od jego subiektywnych przekonań, poglądów i wiary.
Człowiek powinien być dokładnie tym, czego oczekuje od życia. Nikt za niego nie będzie tworzył; nikt go nie zastąpi w działaniu.

Źródło: „Poradnik duchowy dla początkujących”
Poprawki (subiektywna weryfikacja informacji): Agata Waszak (wiedźma)


czwartek, 2 sierpnia 2012

Chcesz czy potrzebujesz?

Spędzając wakacyjny czas z różnymi ludźmi dużo uczę się o innych. O ich „światach”, które tworzą w swojej głowie. Są światy, w których życie jest cudem i ich właściciele czują, że mają pewien wpływ na kreowanie tego cudu i są światy, w których wszystko jest inne niż być powinno, a ich właściciele czują się ofiarami tego świata. Bardzo często tłumaczą się, że coś muszą, coś trzeba, czegoś potrzebują dalej do życia, czegoś nie wypada i tak żyją w obrębie narzuconych sobie schematów i stereotypów. Daleko mając do poczucia szczęścia.

I tutaj bardzo często słucham słów, które oba skrajne światy używają. Postanowiłam dzisiaj napisać o kilku magicznych słowach.
Chcę” i „potrzebuję/ muszę” niosą w sobie ogromną moc kształtowania powyższych światów. A my tak często używamy ich bezwiednie, podążając za schematami własnymi i ludzi, którymi się otaczamy.

Według mnie powyższe słowa budują nasze nastawienie emocjonalne, a różnica jest następująca:

CHĘĆ
Kiedy mówisz „chcę” to brzmisz w taki sposób, że świadomie podejmujesz taki wybór, że wiesz co jest w życiu Twoją wartością i tego szukasz. Mówiąc „chcę” faktycznie masz prawo zadecydować czy tego naprawdę chcesz.
Przykład: jak brzmi Tobie stwierdzenie - „Muszę iść do pracy” kontra „Chcę iść do pracy”? Wielu osobom to drugie stwierdzenie nawet przez gardło nie przejdzie, a przecież nikt ich do tego tak naprawdę nie zmusza. Praca może dawać satysfakcję, poczucie, że dajemy coś innym ludziom, podnosi nasze kompetencje, wreszcie daje pieniądze, które umożliwiają spełnienie naszych dalszych „chęci”. Być może jeśli popatrzysz na swoją pracę w ten sposób to zaczniesz chcieć do niej chodzić, a nie będziesz zmuszać się samemu codziennie. A jeśli nadal czujesz, że „musisz” to zastanów się czy jesteś w dobrym miejscu i czego tak naprawdę chcesz. To jedyna droga do siebie samego.

MUS
Ponadto kiedy mówisz „chcę” godzisz się na to, że możesz tego nie dostać. Bo świat jest tak urządzony, że nie wszystko dzieje się od razu tak jakbyśmy chcieli. Czasami po drodze mamy do przerobienia lekcje, które przygotowują nas do przyjęcia tych darów, o które prosimy. Ale wtedy możesz mieć w sobie akceptację, że możesz czegoś nie dostać. Masz wtedy też poczucie, że nadal będziesz funkcjonował bez zarzutu, po prostu bez tego czegoś. Twój świat się nie zawali, a Ty podejmiesz prawdopodobnie kolejną próbę, by uzyskać to, czego chcesz. Kiedy używasz słowa „muszę” nie ma w Tobie tej uzdrawiającej mocy akceptacji, tylko właśnie poczucie bycia ofiarą bez wyjścia.

POTRZEBA
Jeszcze innym słowem jest „potrzebuję”. Kiedy mówisz „potrzebuję” to możesz brzmieć tak, jakby Tobie czegoś brakowało i to czego potrzebujesz ma ten brak wypełnić. I jeśli tego nie dostaniesz to Twoje dalsze funkcjonowanie zostaje zaburzone, np. nie możesz się cieszyć ze swojego życia, nie możesz realizować swoich marzeń etc. Przykład: jak brzmi Tobie stwierdzenie: „Potrzebuję żyć w związku/małżeństwie” kontra „Chcę żyć w związku/małżeństwie.” Kiedy „potrzebujemy” często wydaje nam się, że sami jesteśmy zbyt słabi, by stawić czoło wyzwaniom, by cieszyć się każdą chwilą, że brakuje nam zasobów, że inni są lepsi etc. A to nieprawda! Każdy z nas ma w sobie ogromną moc do tego, by być aktywnym i samodzielnym uczestnikiem własnego życia.

Oczywiście podział, którego tutaj dokonałam nie jest taki sztywny. Czasami coś muszę zrobić, zwłaszcza wtedy, gdy ustaliłam sobie cele, np. kiedy postanowiłam, że chcę napisać książkę to wtedy muszę fizycznie to zrobić – wymyślać temat, przelać „na papier” swoje myśli etc. Czasami potrzebuję wsparcia innych osób w realizowaniu projektów (bo w każdej dziedzinie są specjaliści, z wiedzy których warto korzystać) czy chociażby potrzebuję jeść i pić, by przeżyć. Chodzi mi jednak o te „muszenia” i „potrzebowania”, które wywołują w nas poczucie ofiary, kiedy mamy wrażenie, że to nie my o tym decydujemy, kiedy nasze emocje są negatywne i ściągają nas w dołek emocjonalny.

EKSPERYMENT
W takich sytuacjach zadaj sobie pytanie:

„Czy naprawdę muszę? A może ja tego chcę?”
„Czy naprawdę potrzebuję?” A może ja to świadomie wybieram?”

I obserwuj odpowiedzi jakie będą pojawiać się w Twojej głowie. Czasami wcale nie trzeba niczego zmieniać dookoła. Warto zacząć od siebie, od tego dialogu wewnętrznego, którym karmimy swoje umysły każdego dnia. Zacznij świadomie obserwować swoje „muszenia” i „potrzebowania”, by sprawdzić czy nie więżą Cię one w jakiejś ciasnej klatce przekonań i stereotypów, czy nie wpychają Cię w świat, w którym jeszcze ciągle czegoś brakuje do szczęścia i samoakceptacji.
I jeśli masz ochotę zrób taki wakacyjny eksperyment i w każde miejsce swojego słowa „muszę” czy „potrzebuję” wstawiaj każdego dnia „chcę/ świadomie wybieram/ świadomie decyduję”.
Jest to taki szamański sposób kreowania rzeczywistości… „Udawaj, aż Ci się uda.” albo skreślając literkę ż.. „Udawaj, a Ci się uda.” Oczywiście pamiętaj, że jeden raz pewnie nie wystarczy. Ale jeśli postanowisz tak przez miesiąc do końca wakacji, to będziesz miał szansę przekonać się, ile rzeczy zmieni się w Twoim świecie.

Powodzenia w wakacyjnych eksperymentach.


czwartek, 19 lipca 2012

"Jak..., to będzie dobrze" czyli kilka pytań o szczęście

O szczęściu napisano już wiele... Zrobiono wiele badań naukowych…A my nadal zastanawiamy się czym ono jest w praktyce i często w naszej kulturze stawiamy je sobie jako cel naszych dążeń.. tylko czy aby dobrze wybieramy sobie źródło naszego szczęścia? Czy dążymy do tego źródła, które jest w nas czy upatrujemy go na zewnątrz?

W czasie naszego tygodniowego wyjazdu z Tangiem w ramach warsztatów śmiechu miałyśmy także ciekawy wykład ze szczęścia z naukowego punktu widzenia. I ponownie okazało się, że niezależnie od genetyki i warunków życia mamy ogromny wpływ na kształtowanie poczucia szczęścia. I tu ponownie powstała dyskusja skąd je brać, co jest jego źródłem. No więc zaczęliśmy rozważać…

Czy pieniądze dają szczęście? - padło pytanie od prowadzącego. Tutaj zdania były podzielone, no bo w sumie trochę dają, ale nie zawsze.
Czy miłość daje szczęście? Padło kolejne pytanie… TAK! Chyba wszystkie byłyśmy zgodne.
Czy zdrowie daje szczęście? Oczywiście, że tak – padła odpowiedź.
A co jeśli tych czynników nie ma? Czy to oznacza, że człowiek nie może być szczęśliwy?
A co z tymi, którzy są ubodzy jednak nadal szczęśliwi, co z tymi, którzy są chorzy i nadal cieszą się każdym nowym dniem czy z nimi coś jest nie tak? A może mają ten przepis na szczęście?

Jeżeli wyznaczamy sobie prawo do szczęścia tylko wtedy, kiedy coś osiągniemy albo uda nam się zdobyć coś wartościowego, to tak naprawdę pozbawiamy samych siebie tego najcudowniejszego stanu. Dlaczego nie można byłoby być szczęśliwym tak po prostu?
I tutaj padły kolejne pytania.

Czy ludziom szczęśliwym zarabia się łatwiej? Czy ludziom szczęśliwym kocha się łatwiej i częściej tworzą oni udane związki? Czy ludzie szczęśliwi żyją dłużej?

CO BYŁO PIERWSZE: OSIĄGNIĘTY CEL CZY SZCZĘŚCIE?
Otóż według badań naukowców okazuje się, że kluczem do osiągnięcia wielu celów jak zdrowie, pieniądze, miłość/ związek jest właśnie szczęście. To ono jest pierwsze. To szczęście daje pieniądze, to szczęście daje miłość, to szczęście daje zdrowie (ludzie szczęśliwi żyją średnio osiem lat dłużej niż nieszczęśliwi).
Nie ukrywam, że choć pracuję na co dzień z „szczęściem i zmianami” już od jakiegoś czasu i dla mnie było to oszałamiającym odkryciem…

To szczęście daje miłość, pieniądze, zdrowie etc. Wszystko to, do czego dążę każdego dnia, jak i pewnie wielu innych ludzi. Jednak same w sobie te rzeczy nie stanowią wyłącznych powodów do szczęścia. Mogą dawać satysfakcję, poczucie dumy no i oczywiście nakręcać dalej poczucie szczęścia. Jednak kiedy ich nie będzie moje szczęście nadal pozostanie.

Już dzisiaj zrób więc porządek ze swoim szczęściem. Cytując Ewę Foley:
Wystarczy cierpienia! Może teraz spróbujesz czegoś innego?

JAK TO ZROBIĆ?
Skończ z myśleniem: "Będę szczęśliwa/ szczęśliwy kiedy…(zmienię pracę, pozbędę się 20 kg, znajdę miłość swojego życia, zarobię na samochód…".To nic nie daje! Jedynie utwierdza Cię w przekonaniu, że aby być szczęśliwym, trzeba się napracować. A ono może towarzyszyć Tobie każdego dnia, jest w dużej mierze po prostu stanem umysłu. Według naukowców poczucie szczęścia zależy od tego, na czym skupiasz swój umysł. A takie skupianie jest tylko nawykiem, który możesz systematycznie wyćwiczyć.

Już dziś postanów, by być szczęśliwy pomimo […]. Przecież właściwie to nie ma żadnych racjonalnych powodów, by czuć się nieszczęśliwym!!! Powody znajdujesz sam, skoro więc umiesz w jedną stronę to naucz swój umysł w drugą, czyli pozytywna stronę.
Podążaj za słowami Pema Cziedryn:
Przestając skupiać się na swoich problemach, godzisz się z tym, że Twoje życie niekoniecznie musi toczyć się tak, jakbyś tego chciał. Jeśli się nie otworzysz, to nie poczujesz, że stanowisz centrum świata, że jesteś w środku świętego kręgu. Tak bardzo cię będą zajmowały Twoje troski, problemy, ograniczenia, pragnienia i lęki, że pozostaniesz ślepy na piękno istnienia. Będziesz odczuwać jedynie przygnębienie i przemożną niechęć do życia. Przedziwne! Życie jest przecież tak cudowne, a my marnujemy czas, zamartwiając się, że nie wszystko układa się po naszej myśli!

Już dzisiaj rozpoczynaj i kończ każdy dzień stwierdzeniem: "Jestem szczęśliwy/a ponieważ…".I nie martw się jeśli na początku znajdziesz jeden czy tylko kilka powodów do szczęścia. Powtarzając wielokrotnie zdanie „jestem szczęśliwy/a..” uczysz swój mózg skupiania się na powodach do radości i szczęścia! I z czasem nawet nie zauważysz jak ilość takich powodów zacznie się zwiększać każdego dnia.

MOJA DROGA DO SZCZĘŚCIA
Sama pamiętam jak zaczynałam swoją drogę ku szczęściu… Wtedy, po bardzo trudnych doświadczeniach (może kiedyś dam radę o nich napisać coś więcej), pamiętam jak byłam w stanie napisać tylko zdanie… „jestem szczęśliwa ponieważ żyję…’ choć i to na początku było wątpliwe.. jednak po kilku tygodniach rozpoczynania dnia od zdania „jestem szczęśliwa” pamiętam jak zadziwiłam się, kiedy pojawiło się zdanie.. „jestem szczęśliwa ponieważ przejmuję kontrolę nad swoim umysłem.”. A potem ruszyło już jak lawina.

Do dzisiaj jednak twierdzę, że powolne przejmowanie kontroli nad umysłem niezależnie od okoliczności zewnętrznych, jest u mnie permanentnym powodem do radości.
I kiedy usłyszałam na wykładzie, że to szczęście daje miłość, pieniądze, zdrowie, relaks i wiele innych wartościowych rzeczy, zdałam sobie sprawę, że u mnie tak się właśnie zaczęła… A teraz kiedy ponownie zdałam sobie z tego sprawę, jeszcze mocniej postawiłam na szczęście płynące z akceptacji i ze spokoju umysłu:).
A Ty? Co myślisz o takiej kolejności? Czy od szczęścia może zacząć się wiele innych rzeczy?


„Masz tylko jedno życie. Znajdź czas, by być szczęśliwy