niedziela, 18 listopada 2012

Stres!! O co w nim chodzi i jak mu się nie dać?


Zwykły dzień, dzieją się różne rzeczy i nagle pojawia się też taka, która absolutnie jest nie po mojej myśli, stawia mnie w trudnej sytuacji i czuję, jak moje ciało zaczyna reagować… stresem. Szybko więc uświadamiam sobie ten fakt, biorę kilka głębokich oddechów „do brzucha” powtarzając sobie, że z każdej sytuacji jest przecież wyjście, już z niejednej wyszłam zwycięsko, więc dlaczego tym razem miało by być inaczej… Czuję jak ciało stopniowo relaksuje się, a myśli stają się bardziej uporządkowane i konstruktywne. W pewnym momencie pojawia się nawet refleksja, że może i dobrze mi to zrobi, kiedy zakaszę rękawy i rozwiążę to… wyzwanie (bo szybko zaczynam postrzegać, że zaistniała sytuacja ma właśnie taki charakter). Ok, czas zacząć działać. Szybka reorganizacja planów, odwołać to, przełożyć tamto (o dziwo wiele osób twierdzi, że nawet im to na rękę;) i… po pięciu godzinach sytuacja opanowana, czuje się dość zmęczona, ale nie wyeksploatowana jak po nieefektywnej sesji „stresowania się”, a do tego to cudowne poczucie spełnienia, wzmocnienie pewności siebie i świadomość, że wciąż potrafię efektywnie reagować na sytuacje stresowe… bezcenne;).

Czym właściwie jest stres?
Stres to jest nasza reakcja fizjologiczna. Nie wydarzenia, ludzie czy okoliczności same w sobie, tylko nasze spostrzeżenia na ich temat, nasze utarte nawyki myślowe, które zarządzają całym organizmem. Dlatego tak ważne jest, by na początek nauczyć się powiedzieć „STOP!” obezwładniającej lawinie reakcji stresowej, a potem rozćwiczyć nasz umysł w szukaniu rozwiązań i dobrych stron każdej sytuacji, według maksymy „doświadczeniem nie jest to, co się człowiekowi przydarza, ale to, co on zrobi z tym, co się jemu przydarza.”

Nabyte a wyćwiczone mechanizmy obronne
Jedni naturalnie radzą sobie lepiej, inni trochę gorzej, z takimi wyzwaniami. Ja kiedyś radziłam sobie kiepsko, ale gdybym będąc w dość rozpaczliwej sytuacji nerwicy któregoś tam stopnia;) nie dała sobie szansy i nie zaczęła praktykować nowych zachowań i sposobów myślenia, prawdopodobnie znacząco wspierałabym dzisiaj potężny przemysł farmaceutyczny i to nie tylko poprzez pracę w aptece;). Pod wpływem różnych mentorów zadałam sobie ten trud i krok po kroku ćwiczyłam to, czego mnie uczono na warsztatach. Dzisiaj wyuczone mechanizmy uruchamiają się wręcz automatycznie, a jeśli nawet jakieś „tryby” nie zaskoczą, to szybko przechodzę na sterowanie manualne, by możliwie jak najlepiej ochronić swoje ciało przed szkodliwym działaniem stresu i po prostu po to, by w trudnych sytuacjach działać efektywniej.

Przekazuję dalej tylko te metody, które sprawdziłam na własnej skórze
Ponieważ jest to jedna z moich osobistych strategii radzenia sobie ze stresem, często nauczam jej na moich warsztatach poświęconych radzeniu sobie z emocjami i na początek często słyszę: ”niemożliwe, że to działa”, „w przypadku moich problemów to nie takie proste”, „bzdura, to inni ludzie/rząd/pracodawca/mąż etc. powinni ponieść karę za to, ja nie mogę nic zrobić” za proste, by mogło być prawdziwe”. Wtedy wchodzimy w temat tego, w co każdy z nas wierzy, bo jak twierdził Henry Ford „Jeśli wierzysz, że potrafisz, to masz rację, jeśli wierzysz, że nie potrafisz to też masz rację!!!”.

Są osoby, które zdają sobie wówczas sprawę ze schematyczności swojego dotychczasowego podejścia do tematu stresu i naraz ich twarz rozpromienia się na myśl, że mogą coś w tej kwestii jednak zrobić, że w sumie to one decydują o tym, w co wierzą. Są osoby, które stwierdzają „przyjrzę się… popraktykuję” i są wreszcie osoby, które niestety tylko utwierdzają się w przekonaniu, że na nie już nic nie zadziała i przestaną się stresować jak znikną wszystkie problemy… Eh, tylko prawda jest taka, że problemy (czyt. Wyzwania) pojawiają się na każdym etapie naszego życia, bo to jest sens naszego rozwoju i kształtowania nas samych.
Pamiętajmy: „Życie może jest i trudne, ale to tylko od nas zależy czy zetrze nas na piach czy wyszlifuje na diament.”

Dlaczego TangoCoaching™ nauczy radzić sobie ze stresem efektywniej od tradycyjnych warsztatów?
Na warsztatach, na których stosuję moją autorską metodę TangoCoaching™ (zapraszam na najbliższy, który odbędzie się już 24.11 w ramach jesiennego programu „Pracowni Po Deszczu”), takim wyzwaniem do pokonania stresu jest uczenia się tanga. Proces ten pokazuje metaforycznie jak radzę sobie z wyzwaniami i czego potrzebuję, by radzić sobie coraz lepiej, pokazuje myśli, przekonania, a także stan naszego ciała, które w dzisiejszych czasach eksploatujemy często ponad nasze siły. A potem uczy jak małymi krokami zacząć dbać o nie każdego dnia. Po zakończeniu takich zajęć trzeba PRAKTYKOWAĆ POZNANE TECHNIKI KAŻDEGO DNIA, by w chwilach próby, tak jak opisałam to na początku, włączyć nowe, efektywne sposoby radzenia sobie ze stresem. Mechanizmy obronne mają po prostu wejść nam w krew!

A co Ty sądzisz na ten temat?
Może zechcesz się ze mną podzielić, co według Ciebie jest właśnie najtrudniejsze w tym „modnym” dziś temacie? Co można byłoby zrobić, by coraz więcej osób widziało swój olbrzymi potencjał w tym, by zarządzać własnym stresem? Albo jakie masz sprawdzone swoje sposoby radzenia sobie z tym demonem? Chętnie rozszerzę swoją wiedzę.

sobota, 27 października 2012


TangoCoaching™ – czy moja metoda się sprawdza?

 Kilka dni temu miałam okazję udzielić wywiadu na temat mojej autorskiej metody pracy – TangoCoaching™. Jednym z tematów poruszonych podczas rozmowy było to, jak we mnie tworzyły się podstawy TC™ i jak opracowałam fundamenty czegoś, co można nazwać „selekcją” emocji. Stosując połączenie tango z elementami coachingu, przekonałam się, że TC™ może być złotą metodą…

…na poznanie siebie
Już kilka lat temu odkryłam, jak wiele emocji może wzbudzać w człowieku tango. Muzyka tanga jest bardzo zmienna jeśli chodzi o nastroje. To dosłownie emocjonalny rollercoaster – podczas jednego utworu tańczy się smutek, by za chwilę wyrazić złość, euforię, radość czy nostalgię. Pamiętam, że z chwilą, gdy to odkryłam, tango stało się dla mnie możliwością wzmacniania inteligencji emocjonalnej, czyli obserwowania swoich uczuć, nauką ich rozumienia i akceptacji, a przede wszystkim okazywania, przeżywania czy uwalniania. Taniec okazał się bardzo bezpieczną przestrzenią do takich eksperymentów. Dlaczego? Dlatego że dopuszczalne są wielokrotne próby, które – jak to próby – mogą zakończyć się sukcesem lub porażką. Często utwór trwa tylko kilka minut i nawet jeśli jakaś emocja nas przerazi albo okaże się za trudna, zawsze możemy dosłownie i w przenośni powiedzieć STOP, bo to tylko taniec. 

…na poznanie innych
Innym wartościowym aspektem TangoCoaching™ jest także budowanie więzi z partnerem. Przecież inaczej tańczy się, kiedy wspólnie dostrajacie się do swoich emocji i razem je wyrażacie. Często obserwuję pary po prostu tańczące i te, które płyną po parkiecie. I nie zależy to, według mnie, od ich umiejętności czysto technicznych, czy ilości znanych figur i kroków. Bardziej chodzi o to, że w tangu niektórych par widać współdzielenie odczuć. Mogą one być podyktowane zarówno muzyką, miejscem, aktualnym stanem psychofizycznym i oczywiście tym, czy potrafią je pokazać partnerowi, by następnie wspólnie wytańczyć. Wtedy wystarczy kilka figur, by poczuć smak prawdziwego tanga. Może to być szczególnie piękna nauka dla par, które żyją ze sobą na co dzień. Tańcząc tango mają szansę wzbogacić swoją komunikację, lepiej zrozumieć potrzeby swoje i partnera, zbudować zaufanie i wzmocnić poczucie bezpieczeństwa. To wszystko bierze swój początek w doświadczanych w danej chwili uczuciach i emocjach, to one informują o tym, co się w nas dzieje i są swoistym kompasem naszych myśli, które kierują dalej ludzkimi zachowaniami. Taka samoświadomość w życiu codziennym może otworzyć drogę do zmiany swoich postaw oraz selekcji uczuć, które chcemy odczuwać w różnych sytuacjach.

…na budowanie relacji
Innym ciekawym doświadczeniem jest to, że często ten sam utwór inaczej zatańczy się z różnymi partnerami i – tak jak w życiu - każdy człowiek wzbogaca nas o coś innego, pozwala odkrywać niekiedy nowe aspekty siebie, niespotykane dotąd emocje i różny stopień wrażliwości. Wówczas stoimy w obliczu nowego wyzwania, gdyż musimy z partnerem nawiązać nić porozumienia i - co najważniejsze -  starać się z nim współdziałać.

A więc zachęcam Ciebie do wykorzystania Tanga jako narzędzia samorozwoju, wzmacniania swojej inteligencji emocjonalnej i nauki komunikacji. Jeśli już tańczysz, choćby w stopniu początkującym, przy następnym tangu zwróć uwagę na siebie, swoje emocje i tę wspólną przestrzeń, którą tworzysz z partnerem… Co czujesz? Czego doświadczasz? Gdzie doświadczasz tego w swoim ciele? Czy razem z partnerem tańczycie tę sama emocję lub podobną?  Bardzo ciekawi mnie, jak zmieni się Twoje tango, kiedy oprócz kroków skupisz się właśnie na tym emocjonalnym aspekcie... Kiedy się już na to zdecydujesz, napisz do mnie, takie wrażenia też warto współdzielić:)

piątek, 5 października 2012

Odrobina wspomnień, czyli ile razy można zatańczyć pierwsze tango?



Ostatnio, kiedy rozmawiałam z koleżanką o nadchodzących warsztatach z Pablo, padło rzucone mimochodem pytanie, czy pamiętam swoje pierwsze tango zatańczone na milondze. I już chciałam odpowiedzieć „Oczywiście, że tak”, kiedy to uświadomiłam sobie, że moje pierwsze tango miało miejsce dwa razy:).

A było tak…
Pamiętam jak dziś , że powtarzałam sobie w głowie jak mantrę: „daj się prowadzić, daj się prowadzić…”, choć do końca jeszcze nie wiedziałam co to w ogóle oznacza;) Miałam na szczęście przyjemność tańczyć z bardziej doświadczonym partnerem, który tolerował moją odrobinę przerażenia i momentami za dużą samodzielność (zawsze miałam do tego naturalny talent:)). I w ten oto raczej standardowy, jak na osobę początkującą sposób, krzyżyk i pierwsze ocho zostały przeze mnie odtańczone. Pomimo całego strachu i podekscytowania zarazem, pamiętam jak odniosłam już wtedy wrażenie, że ten taniec jest naprawdę inny niż tańce towarzyskie, które wówczas ćwiczyłam. I że może w nim chodzić o coś innego, o tę frajdę z samego tańczenia i bycia we wspólnej przestrzeni z kimś innym oraz lepszego lub gorszego, ale dogadywania się w sensie tanecznym. To było miłe uczucie, że jest taki taniec, w którym można popełniać błędy, można być sobą i akceptować to samo u innych, a jednocześnie dobrze się bawić i żeby nie było, tańczyćJ To był chyba właśnie ten moment, w którym pokochałam tango i poddałam się jemu, porzucając systematycznie inne tańce. Już wtedy wiedziałam, że jest to przestrzeń dla ducha, emocji i umysłu. Te cztery aspekty są dzisiaj fundamentem mojej pracy w metodzie TangoCoaching.

Drugi „pierwszy raz”
Szczerze przyznam, że w tym drugim wypadku nawet nie pamiętam partnera, z którym wtedy tańczyłam;). Mój umysł wyłączył się na rzeczywistość, miałam wrażenie jakbym na chwilę miała możliwość spotkania się sama ze sobą, w przestrzeni którą udało mi się stworzyć razem z partnerem. Ponieważ akurat w moim przypadku jest tak, że samoświadomość, poznawanie siebie, swoich emocji, myśli, słabych i mocnych stron, to coś, co uwielbiam, wtedy zrozumiałam, że tango może być fenomenalną formą bycia ze sobą i poznawania siebie. To możliwość medytacji w ruchu, która regeneruje zarówno ciało jak i umysł. Stan taki przez parę lat próbowałam osiągnąć siedząc w pozycji lotosu;) Niestety ta ostatnia forma okazała się być zupełnie nie dla mnie, bo ja potrzebuję być w ruchu… Tango okazało się więc rozwiązaniem idealnym.

Co mi to dało?
Dzisiaj widzę jak te dwa doświadczenia wpłynęły na moje dalsze pojmowanie tańca. Dzisiaj elementy tanga wykorzystuję, by innym pokazywać drogę do swego wnętrza, do umiejętności ufania sobie, innym i światu, który nas otacza. Także do tworzenia relacji opartych na szacunku i zrozumieniu, na komunikacji, która prowadzi do tworzenia, a nie do niszczenia siebie nawzajem.

A jakie są Wasze doświadczenia związane z pierwszym tango? Powspominacie ze mną jesienną porą?:)

wtorek, 7 sierpnia 2012

Świadome i pełne życie wg poradnika duchowego

Dziś wpis będący w 100% cytatem. Pięknym, inspirującym, trafnym:

Zdolność świadomego i pełnego istnienia – wskazówki

Oto kilka wskazówek uczących prowadzenia w pełni świadomego życia. Dzięki nim nauczysz się demaskować iluzje materialnego świata oraz zmysłów. Każdy z punktów wymaga głębokiego przeanalizowania i nie jest łatwy w realizacji. Codzienne życie dostarcza tak wielu bodźców, że zapanowanie nad samym sobą wydaje się zadaniem ponad siły. Jeśli się jednak dobrze przyjrzysz poniższym wskazówkom, z pewnością dostrzeżesz drogę, która doprowadzi do upragnionego celu.

Wszystko jest jednością – od zwykłego ziarenka piasku na pustyni po ludzką duszę. Nie istnieje nic, co mogłoby być odłączone od reszty.
Każdy człowiek dysponuje siłą równą potędze całego wszechświata.
Ludzie doświadczają w swoim życiu tylko tego, czym są w swej prawdziwej naturze.
Każdy akt woli człowieka jest aktem twórczym.
Jest w człowieku niczym nieograniczona moc, dzięki której może dokonać wszystkiego, co tylko zapragnie.
To, czym ludzie zajmują się w swoich umysłach jest ośrodkiem rzeczywistości. To, co omijają w myślach nie istnieje jako część ich świata – a bez tego ich świat jest niekompletny.
Rzeczywistość jest jak zwierciadło. Przyjmie taki kształt, jaki ludzie nadają swojemu wnętrzu.
Człowiek modeluje świat swoim umysłem, ale również świat wpływa na kształt ludzkiego umysłu. Są ze sobą wzajemnie powiązane i uzależnione od siebie – jeden bez drugiego nie jest w stanie funkcjonować prawidłowo.
To, co najcenniejsze człowiek nosi w sercu. Uczucia określają granice jego zdolności i osiągnięć.
By emocje miały moc kształtowania świata, muszą zostać oczyszczone z zazdrości i nieumiarkowanego pożądania.
Wszystkie prawa i zasady są tylko tymczasowymi założeniami, które wynikają z braku pełnej wiedzy o sobie i wszechświecie. Nadejdzie czas, kiedy każde z tych praw będzie mogło zostać obalone bądź skorygowane.
Każdy element rzeczywistości jest jej maleńkim obrazem. Wszystko wygląda w swej naturze dokładnie tak samo – zarówno w makro-, jak i mikroskali.
Linearność czasu jest iluzją powstałą w wyniku percepcyjnej pomyłki. Tak naprawdę nie ma ani przeszłości, ani przyszłości. Wszystko „toczy się” dokładnie w tej samej chwili. Jedyną prawdziwą formą wieczności jest teraźniejszość.
Każda zmiana – nawet niewielka – ma wpływ na cały wszechświat. Jeśli zniszczymy jedno maleńkie ziarenko piasku na pustyni, zmieni się cała rzeczywistość. Z perspektywy człowieka, być może nie będzie widać tej zmiany, ale to nie znaczy, że jej nie było.
Każdy człowiek może się zmienić, jeśli uważa, że zmiana jest konieczna. Nie potrzebuje do tego celu czerpać siły i odwagi z zewnątrz. Wystarczy jego własna moc.
Sposób w jaki człowiek wiąże się z rzeczywistością oraz innymi istotami żyjącymi, określa to, jak będzie traktowany przez otoczenie.
Doświadczenia w życiu człowieka – zarówno te przyjemne, jak i mniej – mają swoje źródło w jego własnych uczuciach i pragnieniach. Nie ma doświadczeń negatywnych, są tylko „nieodrobione lekcje”.
Działanie człowieka jest uzależnione od jego subiektywnych przekonań, poglądów i wiary.
Człowiek powinien być dokładnie tym, czego oczekuje od życia. Nikt za niego nie będzie tworzył; nikt go nie zastąpi w działaniu.

Źródło: „Poradnik duchowy dla początkujących”
Poprawki (subiektywna weryfikacja informacji): Agata Waszak (wiedźma)


czwartek, 2 sierpnia 2012

Chcesz czy potrzebujesz?

Spędzając wakacyjny czas z różnymi ludźmi dużo uczę się o innych. O ich „światach”, które tworzą w swojej głowie. Są światy, w których życie jest cudem i ich właściciele czują, że mają pewien wpływ na kreowanie tego cudu i są światy, w których wszystko jest inne niż być powinno, a ich właściciele czują się ofiarami tego świata. Bardzo często tłumaczą się, że coś muszą, coś trzeba, czegoś potrzebują dalej do życia, czegoś nie wypada i tak żyją w obrębie narzuconych sobie schematów i stereotypów. Daleko mając do poczucia szczęścia.

I tutaj bardzo często słucham słów, które oba skrajne światy używają. Postanowiłam dzisiaj napisać o kilku magicznych słowach.
Chcę” i „potrzebuję/ muszę” niosą w sobie ogromną moc kształtowania powyższych światów. A my tak często używamy ich bezwiednie, podążając za schematami własnymi i ludzi, którymi się otaczamy.

Według mnie powyższe słowa budują nasze nastawienie emocjonalne, a różnica jest następująca:

CHĘĆ
Kiedy mówisz „chcę” to brzmisz w taki sposób, że świadomie podejmujesz taki wybór, że wiesz co jest w życiu Twoją wartością i tego szukasz. Mówiąc „chcę” faktycznie masz prawo zadecydować czy tego naprawdę chcesz.
Przykład: jak brzmi Tobie stwierdzenie - „Muszę iść do pracy” kontra „Chcę iść do pracy”? Wielu osobom to drugie stwierdzenie nawet przez gardło nie przejdzie, a przecież nikt ich do tego tak naprawdę nie zmusza. Praca może dawać satysfakcję, poczucie, że dajemy coś innym ludziom, podnosi nasze kompetencje, wreszcie daje pieniądze, które umożliwiają spełnienie naszych dalszych „chęci”. Być może jeśli popatrzysz na swoją pracę w ten sposób to zaczniesz chcieć do niej chodzić, a nie będziesz zmuszać się samemu codziennie. A jeśli nadal czujesz, że „musisz” to zastanów się czy jesteś w dobrym miejscu i czego tak naprawdę chcesz. To jedyna droga do siebie samego.

MUS
Ponadto kiedy mówisz „chcę” godzisz się na to, że możesz tego nie dostać. Bo świat jest tak urządzony, że nie wszystko dzieje się od razu tak jakbyśmy chcieli. Czasami po drodze mamy do przerobienia lekcje, które przygotowują nas do przyjęcia tych darów, o które prosimy. Ale wtedy możesz mieć w sobie akceptację, że możesz czegoś nie dostać. Masz wtedy też poczucie, że nadal będziesz funkcjonował bez zarzutu, po prostu bez tego czegoś. Twój świat się nie zawali, a Ty podejmiesz prawdopodobnie kolejną próbę, by uzyskać to, czego chcesz. Kiedy używasz słowa „muszę” nie ma w Tobie tej uzdrawiającej mocy akceptacji, tylko właśnie poczucie bycia ofiarą bez wyjścia.

POTRZEBA
Jeszcze innym słowem jest „potrzebuję”. Kiedy mówisz „potrzebuję” to możesz brzmieć tak, jakby Tobie czegoś brakowało i to czego potrzebujesz ma ten brak wypełnić. I jeśli tego nie dostaniesz to Twoje dalsze funkcjonowanie zostaje zaburzone, np. nie możesz się cieszyć ze swojego życia, nie możesz realizować swoich marzeń etc. Przykład: jak brzmi Tobie stwierdzenie: „Potrzebuję żyć w związku/małżeństwie” kontra „Chcę żyć w związku/małżeństwie.” Kiedy „potrzebujemy” często wydaje nam się, że sami jesteśmy zbyt słabi, by stawić czoło wyzwaniom, by cieszyć się każdą chwilą, że brakuje nam zasobów, że inni są lepsi etc. A to nieprawda! Każdy z nas ma w sobie ogromną moc do tego, by być aktywnym i samodzielnym uczestnikiem własnego życia.

Oczywiście podział, którego tutaj dokonałam nie jest taki sztywny. Czasami coś muszę zrobić, zwłaszcza wtedy, gdy ustaliłam sobie cele, np. kiedy postanowiłam, że chcę napisać książkę to wtedy muszę fizycznie to zrobić – wymyślać temat, przelać „na papier” swoje myśli etc. Czasami potrzebuję wsparcia innych osób w realizowaniu projektów (bo w każdej dziedzinie są specjaliści, z wiedzy których warto korzystać) czy chociażby potrzebuję jeść i pić, by przeżyć. Chodzi mi jednak o te „muszenia” i „potrzebowania”, które wywołują w nas poczucie ofiary, kiedy mamy wrażenie, że to nie my o tym decydujemy, kiedy nasze emocje są negatywne i ściągają nas w dołek emocjonalny.

EKSPERYMENT
W takich sytuacjach zadaj sobie pytanie:

„Czy naprawdę muszę? A może ja tego chcę?”
„Czy naprawdę potrzebuję?” A może ja to świadomie wybieram?”

I obserwuj odpowiedzi jakie będą pojawiać się w Twojej głowie. Czasami wcale nie trzeba niczego zmieniać dookoła. Warto zacząć od siebie, od tego dialogu wewnętrznego, którym karmimy swoje umysły każdego dnia. Zacznij świadomie obserwować swoje „muszenia” i „potrzebowania”, by sprawdzić czy nie więżą Cię one w jakiejś ciasnej klatce przekonań i stereotypów, czy nie wpychają Cię w świat, w którym jeszcze ciągle czegoś brakuje do szczęścia i samoakceptacji.
I jeśli masz ochotę zrób taki wakacyjny eksperyment i w każde miejsce swojego słowa „muszę” czy „potrzebuję” wstawiaj każdego dnia „chcę/ świadomie wybieram/ świadomie decyduję”.
Jest to taki szamański sposób kreowania rzeczywistości… „Udawaj, aż Ci się uda.” albo skreślając literkę ż.. „Udawaj, a Ci się uda.” Oczywiście pamiętaj, że jeden raz pewnie nie wystarczy. Ale jeśli postanowisz tak przez miesiąc do końca wakacji, to będziesz miał szansę przekonać się, ile rzeczy zmieni się w Twoim świecie.

Powodzenia w wakacyjnych eksperymentach.


czwartek, 19 lipca 2012

"Jak..., to będzie dobrze" czyli kilka pytań o szczęście

O szczęściu napisano już wiele... Zrobiono wiele badań naukowych…A my nadal zastanawiamy się czym ono jest w praktyce i często w naszej kulturze stawiamy je sobie jako cel naszych dążeń.. tylko czy aby dobrze wybieramy sobie źródło naszego szczęścia? Czy dążymy do tego źródła, które jest w nas czy upatrujemy go na zewnątrz?

W czasie naszego tygodniowego wyjazdu z Tangiem w ramach warsztatów śmiechu miałyśmy także ciekawy wykład ze szczęścia z naukowego punktu widzenia. I ponownie okazało się, że niezależnie od genetyki i warunków życia mamy ogromny wpływ na kształtowanie poczucia szczęścia. I tu ponownie powstała dyskusja skąd je brać, co jest jego źródłem. No więc zaczęliśmy rozważać…

Czy pieniądze dają szczęście? - padło pytanie od prowadzącego. Tutaj zdania były podzielone, no bo w sumie trochę dają, ale nie zawsze.
Czy miłość daje szczęście? Padło kolejne pytanie… TAK! Chyba wszystkie byłyśmy zgodne.
Czy zdrowie daje szczęście? Oczywiście, że tak – padła odpowiedź.
A co jeśli tych czynników nie ma? Czy to oznacza, że człowiek nie może być szczęśliwy?
A co z tymi, którzy są ubodzy jednak nadal szczęśliwi, co z tymi, którzy są chorzy i nadal cieszą się każdym nowym dniem czy z nimi coś jest nie tak? A może mają ten przepis na szczęście?

Jeżeli wyznaczamy sobie prawo do szczęścia tylko wtedy, kiedy coś osiągniemy albo uda nam się zdobyć coś wartościowego, to tak naprawdę pozbawiamy samych siebie tego najcudowniejszego stanu. Dlaczego nie można byłoby być szczęśliwym tak po prostu?
I tutaj padły kolejne pytania.

Czy ludziom szczęśliwym zarabia się łatwiej? Czy ludziom szczęśliwym kocha się łatwiej i częściej tworzą oni udane związki? Czy ludzie szczęśliwi żyją dłużej?

CO BYŁO PIERWSZE: OSIĄGNIĘTY CEL CZY SZCZĘŚCIE?
Otóż według badań naukowców okazuje się, że kluczem do osiągnięcia wielu celów jak zdrowie, pieniądze, miłość/ związek jest właśnie szczęście. To ono jest pierwsze. To szczęście daje pieniądze, to szczęście daje miłość, to szczęście daje zdrowie (ludzie szczęśliwi żyją średnio osiem lat dłużej niż nieszczęśliwi).
Nie ukrywam, że choć pracuję na co dzień z „szczęściem i zmianami” już od jakiegoś czasu i dla mnie było to oszałamiającym odkryciem…

To szczęście daje miłość, pieniądze, zdrowie etc. Wszystko to, do czego dążę każdego dnia, jak i pewnie wielu innych ludzi. Jednak same w sobie te rzeczy nie stanowią wyłącznych powodów do szczęścia. Mogą dawać satysfakcję, poczucie dumy no i oczywiście nakręcać dalej poczucie szczęścia. Jednak kiedy ich nie będzie moje szczęście nadal pozostanie.

Już dzisiaj zrób więc porządek ze swoim szczęściem. Cytując Ewę Foley:
Wystarczy cierpienia! Może teraz spróbujesz czegoś innego?

JAK TO ZROBIĆ?
Skończ z myśleniem: "Będę szczęśliwa/ szczęśliwy kiedy…(zmienię pracę, pozbędę się 20 kg, znajdę miłość swojego życia, zarobię na samochód…".To nic nie daje! Jedynie utwierdza Cię w przekonaniu, że aby być szczęśliwym, trzeba się napracować. A ono może towarzyszyć Tobie każdego dnia, jest w dużej mierze po prostu stanem umysłu. Według naukowców poczucie szczęścia zależy od tego, na czym skupiasz swój umysł. A takie skupianie jest tylko nawykiem, który możesz systematycznie wyćwiczyć.

Już dziś postanów, by być szczęśliwy pomimo […]. Przecież właściwie to nie ma żadnych racjonalnych powodów, by czuć się nieszczęśliwym!!! Powody znajdujesz sam, skoro więc umiesz w jedną stronę to naucz swój umysł w drugą, czyli pozytywna stronę.
Podążaj za słowami Pema Cziedryn:
Przestając skupiać się na swoich problemach, godzisz się z tym, że Twoje życie niekoniecznie musi toczyć się tak, jakbyś tego chciał. Jeśli się nie otworzysz, to nie poczujesz, że stanowisz centrum świata, że jesteś w środku świętego kręgu. Tak bardzo cię będą zajmowały Twoje troski, problemy, ograniczenia, pragnienia i lęki, że pozostaniesz ślepy na piękno istnienia. Będziesz odczuwać jedynie przygnębienie i przemożną niechęć do życia. Przedziwne! Życie jest przecież tak cudowne, a my marnujemy czas, zamartwiając się, że nie wszystko układa się po naszej myśli!

Już dzisiaj rozpoczynaj i kończ każdy dzień stwierdzeniem: "Jestem szczęśliwy/a ponieważ…".I nie martw się jeśli na początku znajdziesz jeden czy tylko kilka powodów do szczęścia. Powtarzając wielokrotnie zdanie „jestem szczęśliwy/a..” uczysz swój mózg skupiania się na powodach do radości i szczęścia! I z czasem nawet nie zauważysz jak ilość takich powodów zacznie się zwiększać każdego dnia.

MOJA DROGA DO SZCZĘŚCIA
Sama pamiętam jak zaczynałam swoją drogę ku szczęściu… Wtedy, po bardzo trudnych doświadczeniach (może kiedyś dam radę o nich napisać coś więcej), pamiętam jak byłam w stanie napisać tylko zdanie… „jestem szczęśliwa ponieważ żyję…’ choć i to na początku było wątpliwe.. jednak po kilku tygodniach rozpoczynania dnia od zdania „jestem szczęśliwa” pamiętam jak zadziwiłam się, kiedy pojawiło się zdanie.. „jestem szczęśliwa ponieważ przejmuję kontrolę nad swoim umysłem.”. A potem ruszyło już jak lawina.

Do dzisiaj jednak twierdzę, że powolne przejmowanie kontroli nad umysłem niezależnie od okoliczności zewnętrznych, jest u mnie permanentnym powodem do radości.
I kiedy usłyszałam na wykładzie, że to szczęście daje miłość, pieniądze, zdrowie, relaks i wiele innych wartościowych rzeczy, zdałam sobie sprawę, że u mnie tak się właśnie zaczęła… A teraz kiedy ponownie zdałam sobie z tego sprawę, jeszcze mocniej postawiłam na szczęście płynące z akceptacji i ze spokoju umysłu:).
A Ty? Co myślisz o takiej kolejności? Czy od szczęścia może zacząć się wiele innych rzeczy?


wtorek, 10 lipca 2012

Prywatne zwycięstwa receptą dla Kubusia Puchatka

„Gdyby mi się tak chciało jak mi się nie chce” - autorem tych słów jest zdaje się przemiły Kubuś Puchatek, czyli miś o bardzo małym rozumku. On też już wiedział co nieco o tak zwanym „nie-chceniu się”. Nie tylko on...:)

Przypadłość, która dotyka chyba każdego człowieka czyli „lenistwo” jest w pewnym sensie całkiem naturalna. Mamy 2 możliwości: albo się jemu poddać (co wskazane jest np. podczas urlopu;) albo świadomie przeciwdziałać, oczywiście w "humanitarny" sposób, czyli dając sobie też przyzwolenie na niedoskonałość…

Duma vs. wymówki
Piszę ten tekst ponieważ udało mi się ostatnio doświadczyć niesamowitego poczucia dumy z siebie samej. Co ciekawe: nie wtedy kiedy dostałam pozytywne opinie o moim wyjeździe, nie wtedy kiedy zrobiłam coś dużego o czym inni wiedzieli, ale stan ten spotkał mnie w chwili kiedy dotrzymałam danej sobie obietnicy pójścia na pierwszą z serii jogę przy fontannie organizowaną przed poznańską operą. Niby nic trudnego, bo bardzo lubię jogę i do tego na łonie natury, a okoliczności zewnętrzne podarowały mi wiele możliwych do wykorzystania wymówek… Na początek termin – niedziela 9 rano, potem nocna burza, która była tak silna, ze trochę utrudniała mi spanie, no a o poranku nadal padający deszcz i ogólnie klimat nadający się do wskoczenia pod kocyk z kawą i dobrą książką…

Mój wewnętrzny dialog ze sobą był dość długi i przekonywałam samą siebie, że nic się nie stanie jak sobie w takich warunkach odpuszczę, że przecież na co dzień tak dużo ćwiczę, ze ten jeden raz mogę sobie podarować. Jednak cały czas w środku coś mi mówiło, ze nie chodzi o ruch, o jogę lecz o to coś… Obietnicę daną sobie samej, że właśnie w takich warunkach robiąc coś dla swojego ciała i zmysłów (kwiatki i trawa tak pachniały, ze odlot:)) rozpocznę sezon wakacyjny…

Zwycięstwa prywatne i publiczne
Chciałam odpuścić, nawet dałam sobie na to przyzwolenie, jednak gdy to nastąpiło, niczym porażona piorunem wstałam, ubrałam się i poszłam na jogę. Poczucie satysfakcji i dumy… bezcenne! Właśnie dlatego, że nikt nie wiedział, że nic by się nie stało, jednak ja bym wiedziała…

Steven Covey pisał w swojej książce „Siedem nawyków skutecznego działania” o zwycięstwach prywatnych i publicznych i aby te drugie mogły być możliwe i pełne, muszą być poprzedzone tymi prywatnymi. To one budują naszą wewnętrzną moc, poczucie kontroli i tego, że co do siebie to my decydujemy i dzięki temu czujemy się bardziej kompetentni, a te stany tylko nakręcają wewnętrzną motywację do dalszych działań.

Kolekcjami w krytyka!
Andrew Matthews z kolei napisał: „Oszukać innych się da, ale nigdy nie oszukasz siebie” – a to jest ogromne pole do popisu dla Twojego wewnętrznego krytyka. Wiele osób pyta mnie: jak podnieść poczucie własnej wartości? Jedną z metod jest właśnie kolekcjonowanie zwycięstw prywatnych. I to tych najdrobniejszych. Sukces „zewnętrzny” cieszy ogromnie, jednak poczucie sprawczości w swoim prywatnym rozwoju jest bardziej niesamowite.

Bo przecież nie każdy z nas rodzi się po to, by wynajdować lekarstwa na raka czy wspierać ubogie dzieci, ale każdy z nas przyszedł po to, by się rozwijać i dojrzewać. A propos rozwoju to kiedyś usłyszałam, ze jest to nasz obowiązek, bo… nawet rolka papieru wie, ze musi się rozwijać, a co dopiero my;)))

niedziela, 1 lipca 2012

Po warsztatach: piękno w naszej głowie


Nie przygotowałam wpisu przez dłuższy czas. Tak pochłonął mnie wspaniały wyjazd warsztatowy do Gąsek, z którego wrażeniami chcę się z Wami podzielić.
RAJ

Tu
Jestem ptakiem
Najpotrzebniejszym
Bez mojego śpiewu
Ten raj nie byłby rajem
Wygnanie
Nie byłoby wygnaniem

Tu
Moje niedoskonałość
Jest obietnicą rozpoczętego dzieła
Nie karmi mnie lękiem o brzydotę
Tu
Nie ma brzydoty

Z tomika wierszy „Drzwi obiecane” Beata Skulska-Papp

Takim wierszem pożegnała nas właścicielka domu gościnnego Makarena, w którym spędziłyśmy siedem cudownych dni, dedykując go nam wszystkim razem i każdej z osobna.

I kiedy myślę już o tym wyjeździe z pewnej perspektywy (to niesamowite jak ten czas płynie), to jest to dla mnie zawsze najbardziej magiczny proces, który wydarza się na takich wyjazdach. Kobiety pięknieją, rozkwitają niczym pąki podlewanych kwiatów. Twarze stają się zrelaksowane, zupełnie naturalnie pojawia się na nich uśmiech, problemy rodziny, pracy itp. przestają na ten czas istnieć.

Niby tylko tańczymy, uczymy się kroków i zapamiętujemy choreografię, jednak właśnie gdzieś na drugim planie dzieje się ten inny proces – przełamywania swoich ograniczających przekonań, dawania sobie prawa do błędów, akceptacji swojej niedoskonałości i cierpliwe dążenie do doskonałości. A to wszystko w atmosferze kobiecego wsparcia…

Jaka jest tajemnica tego procesu? Myślę, że bardzo prosta. Przez te kilka dni, w oderwaniu od codzienności, dajemy sobie czas tylko dla siebie, uwagę kierujemy na swoje potrzeby. Przez ten czas nic nie trzeba, nie istnieje słowo „muszę” tylko „chcę”, nasze rozćwiczone ciała głośniej komunikują się z nami, np. pod postacią zakwasów, które lubię nazywać formą podziękowania od mięśni, że zostały wreszcie użyte tak jak trzeba;). Ale także łatwiej dostrzegamy, gdzie tworzą się napięcia i blokady, i od razu uczymy się je likwidować… Sekret tkwi w dostrojeniu się do siebie, bo inaczej nie da się zatańczyć tego fascynującego tańca jakim jest tango…

Mówi się o tym, że tango to najwyższa forma komunikacji. Moim zdaniem również tej bezcennej: komunikacji z samą sobą.
Powstaje więc kluczowe pytanie: czy na co dzień to dostrojenie jest możliwe?

Po powrocie nachodzi mnie taka refleksja: co zrobić, by ten stan utrzymać jak najdłużej? Pamiętam, że kiedyś i ja wracałam z takich tygodniowych wyjazdów,pełna energii i nadziei na spektakularne zmiany. Chciałam wprowadzić wszystko to, czego się nauczyłam w życie… i niestety po kilku tygodniach okazywało się, że życie codzienne niestety nie daje mi tyle możliwości, bym mogła robić wszystko co zaplanowałam każdego dnia, wiec rezygnowałam, tracą nadzieję na trwałe zmiany…
I potem przyszedł do mnie cytat Ewy Foley:
Szukaj w życiu małej różnicy, która uczyni tę wielką różnicę!

I faktycznie zmieniłam swoją filozofię z „wszystko albo nic” na „chociaż jedną małą rzecz codziennie.” Na początku mój wewnętrzny krytyk dość mocno wyśmiewał mnie z tych, dla niego nic nie znaczących, drobiazgów, jednak z czasem nawet i on zaniemówił. Nie zorientowałam się nawet, kiedy przyszły zmiany.

Dzisiaj sama przekazuje dalej tę filozofię i przekonuję Panie, że na duży sukces składa się wiele małych kroków, że by dostrzegać w przyszłości taką różnicę na co dzień, wcale nie trzeba codziennie pięć godzin tańczyć i ćwiczyć. Czasami wystarczy chwila, ale każdego dnia, dla siebie, może kilka oddechów energetycznych, może kilka powitań słońca albo dwa-trzy razy przetańczony układ, albo tylko i wyłącznie haczyk tangowy i tworzenie silnej postawy (jak pozycja góry w jodze), by nasz umysł się na chwile zatrzymał, zresetował, a przez to miał ta przestrzeń na dostrzeganie piękna w sobie i dookoła siebie.
Nawyk tworzy się przez wiele dni, miesięcy, ważne jest by wzmacniać go odrobinę każdego dnia. Czasami wystarczy tylko chwila dla siebie, by dzień zaczął wyglądać inaczej.
Ktoś w międzyczasie nazwał mnie nietypowym nauczycielem tańca, bo nie uczę tylko kroków i techniki, jednak dla mnie to jest właśnie sedno całej mojej pracy, którą nazywam TangoCoaching. Nie jesteśmy tylko ciałem. Ciało i umysł są ze sobą ściśle połączone i często rozwój jednego będzie wspierał rozwój drugiego elementu. Do tego dochodzą nasze emocje i przekonania, które także w tej metaforze tańca dają się odkryć, zrozumieć i zaakceptować, być może nie od razu, bo jest to proces, jednak zasłona podświadomości trochę zostaje odkryta.

Piękno jest w każdej z nas, nauczmy się je widzieć każdego dnia, nie tylko na wyjeździe! Tak jak opowiadał nam Jacek, trener śmiechu, na wykładzie ze szczęścia (o tym w następnym wpisie), to my decydujemy o tym, jakie znaczenie nadamy różnym sytuacjom, to my mamy wybór naszych myśli! Według mnie nasze piękno też jest w naszej głowie.

A na zakończenie jeszcze wpis tej samej autorki (Beaty Skulskiej-Papp) do księgi pamiątkowej Makareny.
Przecież drzewa i kamieni widzą moje piękno,
Czemu ja nie widzę,
Czemu przepraszam świat, że jestem wciąż nie taką,
Jaką mnie wymarzył.
Niech więc drzewo i kamienie zastąpią moje oczy,
Bym mogła czynić dobro.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Jak Fleming może zainspirować..


W miniony weekend naszła mnie ochota, by zrobić trochę porządków i odkryłam kilka cudownych, inspirujących bajek, opowieści..
Dzisiaj więc jedna za nich.

Fleming

Nazywał się Fleming i był biednym szkockim farmerem. Pewnego dnia, gdy
ciężko pracował w polu usłyszał wołanie o pomoc dobiegające z pobliskich
bagien. Pobiegł tam i znalazł przestraszonego chłopca, którego uratował
od śmierci.
Następnego dnia przed dom farmera zajechał powóz, z którego wysiadł
elegancki gentleman, który przedstawił się jako ojciec uratowanego
chłopca. Powiedział do farmera, że chce mu zapłacić za uratowanie syna.
Farmer odrzekł, że zapłaty nie przyjmie, gdyż uratował chłopca nie dla
pieniędzy. W tym momencie do domu wszedł syn farmera Alexander.

Czy to twój syn?- zapytał gentelman.
Tak to mój syn.- odrzekł dumnie farmer.

Mam ofertę dla ciebie. Opłacę naukę dla twojego syna tak, aby zdobył to
samo wykształcenie jak mój syn. I jeśli chłopak jest taki jak jego
ojciec nie zmarnuje okazji i obaj będziemy z niego dumni.
I tak się stało. Syn farmera ukończył najlepsze szkoły i stał się znany
na całym świecie jako sir Alexander Fleming, odkrywca penicyliny.
Wiele lat później ten sam chłopiec, który został uratowany z bagien
zachorował na zapalenie płuc.
Co uratowało jego życie? Penicylina. Nazwisko chłopca: sir Winston
Churchill.

Morał

Ponoć każda bajka ma swój morał. Każdy z nas może spojrzeć na nią nieco inaczej i dojść być może do różnych wniosków.
A oto co dopisała autor (niestety nieznany..):

Ktoś kiedyś powiedział: wszystko powraca...

Pracuj więc tak jakbyś nie potrzebował pieniędzy.

Kochaj tak jakby nikt nigdy Ciebie nie zranił.

Tańcz jakby nikt na ciebie nie patrzył.

Śpiewaj jakby nikt cię nie słuchał.

Żyj jakby był RAJ NA ZIEMI.

A Tobie co nasunęło się na myśl?

Cudownego tygodnia życzę:)



czwartek, 31 maja 2012

WARTOŚCIowe życzenia


Ostatnio naszła mnie pewna refleksja związana z moimi imieninami, a raczej z życzeniami, które tego dnia dostawałam. Były one niesamowite i takie, że aż mi się ciepło robiło na sercu. I przez chwilę zaczęłam się zastanawiać czy to ja jakaś inna jestem czy to w nich coś było.. I wtedy odkryłam, że nie dostałam standardowych życzeń „wszystkiego najlepszego” tylko w każdym z nich, było coś dla mnie „wartościowego”. Mam na myśli to, że ich „autorzy” trafiali dokładnie w sedno tego co ma dla mnie w życiu największą wartość, a do tego jeszcze dzielili te życzenia na różne aspekty mojego życia. I to naprowadziło mnie tego dnia trochę na temat wartości…

Bardzo często używamy słowa wartości, ale czym one w ogóle są? Jaki mają wpływ na nasze życie?

PRZYCISKI

Zaryzykuję stwierdzenie, że odkrycie systemu swoich wartości to trochę jak udrożnienie przepływu energii w całym naszym ciele: puszczenie krwi i tlenu do każdej komórki naszego ciała i przez to odczuwanie, że żyje się pełną piersią, permanentne odczucie żywotności i chęci do życia. To przede wszystkim lepsze zrozumienie siebie, swoich działań i zachowań, dostarczenie nowej perspektywy widzenia siebie i swojego życia.
Wartości można nazwać głównymi ”przyciskami” na pulpicie naszego całego jestestwa. To one kierują wszystkimi naszymi zachowaniami, nieświadomie motywują nas do niektórych działań oraz demotywują do innych. Są niewidzialne, a nami kierują i budują naszą tożsamość. Wszystko, co robimy, ma swój początek w wartościach, nawet jeśli nie dzieje się to na poziomie świadomym. Ale także często nasze działania kończą się na wartościach, bowiem kiedy wykonamy dane działanie, ponownie odwołujemy się do wartości, aby ocenić, czy było to działanie dobre czy złe.

OCEAN MOŻLIWOŚCI I NAWIGACJA

Całe nasze życie toczy się na wielu płaszczyznach: dom, rodzina, praca, hobby, przyjaciele, a każdy z tych kontekstów posiada swoją własną hierarchię wartości. Ponadto istnieje kontekst uniwersalny, którym jest życie. I, co ważne, wartości na początku naszego życia przejmujemy od naszych najbliższych, znajomych, nauczycieli, a na dalszym etapie życia możemy przejmować od partnerów, pracodawców etc. Ważne więc by zdać sobie sprawę z tego, co jest moje naprawdę, a co narzucone. I zacząć realizować to co moje. Takie też były te moje życzenia – nie mówiły o tym co ważne dla innych ludzi tylko dokładnie trafiały w moje…

Życie przemija, i to właśnie wartości pomagają zadecydować, jak wykorzystać ten cenny czas. Pozwalają one nie tylko odróżnić to, co dobre dla nas, od tego, co złe, być może na danym tylko etapie życia, lecz także pomagają dokonywać wyborów miedzy wieloma dobrymi możliwościami. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy mamy naprawdę niezliczoną ilość opcji i możliwości do wykorzystania, zarówno w kwestii pracy, naszych umiejętności, miejsca zamieszkania, rodzaju tworzonych związków partnerskich, sposobu wychowywania dzieci i realizowania swoich pasji, po zwykłe wydawanie pieniędzy, tym bardziej potrzebna jest nam dobra znajomość wartości swoich i innych ludzi, by nie zagubić się w tym oceanie możliwości.

Wartości są wspierane bądź też sabotowane przez nasze przekonania oraz zachowania, które często są wyuczonymi nawykami. W moim ostatnim wpisie wspominałam o dobrodziejstwie i jednoczesnym przekleństwie nawyków. Znając już swoje wartości możesz dokonać rewizji swoich zachowań i świadomie wyeliminować te, które nie wspierają twoich wartości i celów. Natomiast wyłapać te zachowania, które dobrze służą Twoim wartościom, by wiedzieć czego robić więcej!

NAWIGACJA "WGRANA" CZY AUTORSKA?

Jak widzisz, od wartości wiele się zaczyna. Można wykorzystać je na wielu poziomach. Warto dokonać ich rewizji i zastanowić się czy faktycznie są moje, czy zostały mi narzucone, mogą pomóc mi w podejmowaniu decyzji, w odkrywaniu i eliminowaniu ograniczających przekonań, w tworzeniu nowych korzystnych zachowań. W stawaniu się naprawdę sobą. Jak to zrobić?

1. Bardzo prostym a jakże ważnym faktem jest to, że w każdym naszym działaniu kryje się jakaś wartość. Jeśli coś nie ma dla nas żadnego znaczenia i wartości, to nic nas nie zmusi do tego, byśmy daną rzecz zrobili. Myśląc w drugą stronę, jeśli już podejmujemy jakieś działanie to oznacza, że kryje się pod nim jakaś nasza wartość i mam ono dla nasz znaczenie.
Prostym sposobem wyłaniania wartości jest więc przyjrzenie się swoim działaniom, które podejmujemy każdego dnia. Pomocne jest tutaj pytanie: Jaką moją wartość realizuję takim właśnie działaniem? I czy jest to faktycznie wartość, którą chcę realizować. Powtarzając konkretne działania, wzmacniamy daną wartość.

2. Bardzo istotne jest także to, że wartości nie są czymś stałym, wręcz przeciwnie, mogę je świadomie wybierać i kształtować. Do tego służą odpowiednie działania, które mogą daną czynność wzmocnić. Jeśli jakaś wartość nie jest moja, tylko pochodzi np. z mojego domu rodzinnego, a ja jako dorosła osoba postanawiam już jej nie pielęgnować, bo nie służy mi w realizowaniu moich celów, to ograniczając pewne działania, mogę ją osłabić, a wręcz wyeliminować ze swojego systemu wartości.

3. Podstawowym sposobem jest odkrywanie swoich wartości - zastanów się, które chcesz zostawić, a których się pozbyć. A następnie opracowuj plan działania, który pozwoli Ci wzmacniać Twoje pożądane wartości. Przypomina mi się tutaj dość drakońskie ćwiczenie Briana Tracy’ego – każdego dnia zanim wstaniesz z łóżka i przystąpisz do porannej toalety, wymyśl dziesięć nowych sposobów, na które możesz (poprzez działanie) wzmacniać swoje pożądane wartości.

Bardzo „opłaca” się żyć zgodnie ze swoimi wartościami, jest to źródłem spokoju wewnętrznego i radości w naszym życiu. No i tak przyjemnie się robi, kiedy inni ludzie widzą Twoje wartości wręcz na „Twojej Twarzy” i tego Ci życzą

A więc co jest ważne dla Ciebie w życiu?

Owocnych poszukiwań

czwartek, 24 maja 2012

Czy zarządzasz swoją energią?

Zarządzamy sobą i swoją energią. Zarządzamy sobą w sytuacji kryzysowej. Zarządzamy stresem. Co oznacza owo zarządzanie? Reakcję czy odpowiedź na wewnętrzne i zewnętrzne bodźce, odruchy, zdarzenia?

Odpowiedź czy reakcja?

Ostatnio popularne stało się słowo „zarządzanie”. Zarządza się swoim czasem, zarządza się pieniędzmi, zarządza zasobami ludzkimi etc. A co powiesz na codzienne zarządzanie sobą i swoją reakcją stresową? Co powiesz na
zarządzanie swoimi myślami?

Mówiąc o stresie, większość z nas zgodnie twierdzi w tej materii, że cała teoria radzenia sobie z nim jest piękna, jednak w chwili, kiedy ponownie wydarza się sytuacja, która nas do tej pory zawsze stresowała, reagujemy automatycznie i lawina stresu uruchamia się błyskawicznie.

Nawyk

Owszem, prawda. Taka jest rola nawyków, które część ważnych rzeczy wyłączają z naszego świadomego umysłu. Wyobraź sobie bowiem jak wyglądałby Twój dzień, gdybyś każdego dnia rano zastanawiał się jakie czynności należy wykonać, by znaleźć się w pracy, po tym jak otworzysz oczy. Unieść lewą nogę, ugiąć, unieść prawą, ugiąć, obie nogi zestawić na podłogę, podźwignąć tułów, spionizować go itd, itd. Wtedy zajęłoby to prawdopodobnie cały dzień. Każdego dnia. Przy każdej czynności. Stąd pewne umiejętności, które stają się nawykowe ułatwiają nam życie i umożliwiają normalne funkcjonowanie. Są jednak i takie, które znacznie je utrudniają… Ale nadal są tylko naszymi nawykami, a nie są nami. Stwierdzenie „no cóż, taki już jestem” jest nieprawdą. Zawsze możesz się zmienić.

Zmiana

W przypadku stresu ważne jest by nauczyć się dostrzegać moment, w który on się zaczyna, dostrzec sytuację, w której zawsze rozkręcam swój stres do granic możliwości, a następnie nauczyć się świadomie odpowiadać na tą sytuacje zamiast nawykowo reagować.

Można powiedzieć, że istnieje bardzo duża różnica między reagowaniem, które jest praktycznie automatyczne, wyuczone w drodze wielokrotnego powtarzania, a odpowiadaniem, które jest przemyślane mniej lub bardziej. Daj sobie więc możliwość odpowiadania na różne sytuacje i dla własnego spokoju umysłu oducz się reagowania. Bądź szybki w śledzeniu swojej reakcji zanim wyjdzie ona na powierzchnię, kiedy tylko zauważysz swoją reakcję, natychmiast zamień ją
w racjonalną odpowiedź. Będziesz spokojniejszy i bardziej szczęśliwy.

Następnym razem kiedy tylko pojawi się ważne pytanie czy wyzwanie lub automatyczna reakcja stresowa, zatrzymaj się na pięć sekund, zanim cokolwiek zrobisz, odpowiesz i zadaj sobie następujące pytania:

• Czy naprawdę tego właśnie chcę?
• Czy zbliża mnie to do mojego celu?
• Czy to zachowanie/decyzja/reakcja najlepiej mi służy?

Być może na początku zadawanie sobie tego typu pytań zajmie Ci więcej niż 5 sekund, ale w miarę praktyki zaczną one dosłownie „same się zadawać” i nie będziesz musiał ich świadomie przywoływać. A rezultaty mogą być naprawdę zaskakujące, jak np. zwiększona elastyczność w podejściu, zwiększona uważność, zwiększona zaradność i odwaga w stawianiu czoła nowym wyzwaniom ponad zwykłe możliwości, a do tego wszystkiego zwiększona energia.

Zanim więc zareagujesz automatycznie, najczęściej w sposób negatywny, albo zanim pochopnie podejmiesz decyzję np. zrobienia czegoś, czego nie chcesz zrobić – weź głęboki, spokojny oddech i zastanów się co chcesz osiągnąć, co byłoby najlepszym możliwym rezultatem i celem.

Życzę dużo sukcesów w zarządzaniu sobą

wtorek, 15 maja 2012

PERSPEKTYWA



Czasami tak bywa, że niektóre rzeczy nas przerastają albo przytłaczają.
W danym momencie nie potrafimy znaleźć właściwego rozwiązania i kręcimy się w kółko, wpadamy w jakieś utarte koleiny. Takie sytuacje są niejednokrotnie przyczyną przeżywanego przez nas stresu…

I tutaj przychodzi mi do głowy rewelacyjne ćwiczenie, które udało mi się całkiem dobrze zobrazować podczas mojej ostatniej podróży do Grecji.

Mianowicie całe widzenie-nie widzenie rozwiązań często polega na przyjętej
perspektywie. Jeśli patrzymy wciąż w ten sam sposób to trudno byśmy znaleźli nowe rozwiązania. Często patrzymy z tego samego poziomu, tocząc żmudna walke u podnóży.A już sam Einstein twierdził, iż „…problem można rozwiązać jedynie wchodząc na inny poziom niż ten, na którym się ten problem stworzyło.”

Tak więc następnym razem kiedy zdarzy się Tobie podobna sytuacja to wyobraź sobie,że unosisz się wysoko ponad swoją rzeczywistość, jakbyś leciała samolotem albo helikopterem i w stanie spokoju i głębokiego oddechu przyjrzyj się ponownie swojej sytuacji. Patrz na nią z góry tak długo i tak często, aż zobaczysz to co jest dostępne
Tobie dookoła…Zadawaj sobie pytania: „Co stąd widzę? Co jest prawdą o sytuacji na dole, gdy patrzę na nią z tej korzystniejszej perspektywy? ”

Ja miałam okazje oglądać z okna samolotu nasze polskie góry Tatry, te, które są przepiękne lecz zarazem budzą grozę, które są takie potężne i surowe.. Z tej perspektywy były tylko białą ośnieżoną plamką gdzieś pode mną. Było to niesamowite doświadczenie, przez tę chwilę odczułam niesamowitą siłę i zrozumiałam, że wiele przerażających mnie w życiu rzeczy może tak wyglądać, jeśli tylko spojrzę na nie w taki sposób, z dystansu, z innej perspektywy. Zapamiętałam ten obraz, ba nawet go uwieczniłam, jak japoński turysta;)) by mieć przypominajkę że wiele zależy od perspektywy, z której patrzę na problem. I wyzwanie , że gdy utknę gdzieś u podnóży gór na które się w życiu wspinam, to zawsze mogę się wspiąć wysoko, by uzyskać świeżą perspektywę.

A Ty jakiej perspektywy używasz w trudniejszych chwilach?

niedziela, 13 maja 2012

CZY WIESZ, ŻE ISTNIEJE TAKŻE DOBRY STRES?


Coraz częściej mówi się o tzw. dobrym stresie, czyli takim, który pozytywnie wpływa na nasze życie. Jest to swego rodzaju presja, która mobilizuje nas do wzmożonego działania. Odczuwasz go? Wiesz, że istnieje?

Skąd się bierze dobry stres?

Wyjaśnienie tego zjawiska znaleźć można w analizie procesów neurochemicznych, które zachodzą w organizmie. Kiedy mierzymy się z wyzwaniem mając w sobie silne postanowienie sprostania mu, nasz mózg dostaje sporą dawkę różnych związków chemicznych wydzielanych przez nadnercza, jednak w optymalnej proporcji i składzie jakościowym (jest to głownie adrenalina, bez dużej ilości hormonu kortyzolu, który tak naprawdę jest głównym czynnikiem negatywnych skutków stresu). Sprawia to, że nasz mózg nie tylko skupia się na stojącym przed nim zadaniu, ale nawet odczuwa z tego powodu fascynację i przygotowuje się do dłuższego wysiłku. Silna motywacja jest w sensie dosłownym „przypływem adrenaliny.”

Energetyczny koktajl

Ten rodzaj pobudzenia jest korzystnym stanem pomiędzy znudzeniem, czy wręcz apatią, kiedy to organizm jest pozbawiony bodźców powodujących wydzielanie adrenaliny, a stanem paraliżującego nas stresu, niepokoju, lęku, kiedy to organizm zalewany jest całym koktajlem składników substancji stresowych, w tym adrenaliny, kortyzolu, czy też substancji przeciwbólowych.

Testowane i sprawdzone

Dane te zostały oczywiście potwierdzone doświadczalnie wykorzystując wyzwanie umysłowe, gdzie ochotnicy musieli rozwiązywać zadania arytmetyczne w coraz krótszym czasie. Ci, którzy zadanie przeszli pozytywnie dostawali nagrodę pieniężną, ale Ci którzy nie przeszli pozytywnie musieli za karę zapłacić wysoką sumę pieniędzy.

Ci, którzy mieli największą nadzieję na wygraną, najlepiej potrafili utrzymać stan pozytywnej mobilizacji, nie pozwalając na podniesienie pobudzenia do stanu pogotowia czy alarmu, kiedy to otrzymujemy potężny zastrzyk kortyzolu. Jednak Ci, których do działania zmuszał strach przed porażką, ulegali zalewowi tego hormonu.
Ponadto Ci pierwsi, potrafili lepiej wykorzystać swoje zdolności intelektualne, lepiej skupić swoją uwagę na wyzwaniu, przed którym stanęli. Rytm pracy ich serc wskazywał, że podczas testu nie odczuwali większego niepokoju, byli żwawi, spokojni i pracowali wydajnie. Miało to fantastyczny wpływ na ich wyniki – mieli dwukrotnie lepsze wyniki niż reszta.

Koncentracja na nagrodzie

Wynika z tego wniosek, że nasze nastawienie do pokonywania trudnych zadań ma kluczowy wpływ na sposób funkcjonowania naszego organizmu – skupienie naszych myśli na wygranej, założenie pozytywnego przejścia danych trudności, powoduje uruchomienie w mózgu innych obszarów. Dają one sygnał do całego ciała o podwyższeniu gotowości do działania (zwiększa się wydzielanie adrenaliny), jednak poziom tego pobudzenia pozostaje „w normie” – stwierdzenie - doskonale poradzę sobie z tym zadaniem - jest fizjologicznie pozytywne.

Po drugiej stronie lustra

Jeśli natomiast przystępujemy do zadania mając w sobie lęk przed porażką (Czy ja w ogóle jestem w stanie to zrobić?), albo gdy tym lękiem jesteśmy napędzani, aktywacji ulegają „pradawne” obszary mózgu (odpowiedzialne za reakcje przetrwania) i w tym momencie uruchamiana jest cała lawina negatywnych reakcji organizmu – oprócz podwyższenia poziomu adrenaliny, wydzielany jest także kortyzol, który powoduje dużo większe spustoszenie w organizmie.

A więc jednym ze sposobów radzenia sobie ze stresem jest wyrobienie w sobie odpowiedniego nastawienia do trudności jakie nas spotykają w życiu, pielęgnowanie wiary w swoje możliwości i podchodzenie do wyzwań z ciekawością i fascynacją dziecka „Ciekawe cóż nowego i korzystnego przyniesie mi to doświadczenie?!”.

Stres potrafi być dobry...

Stres jest dobry, gdy Ty panujesz nad nim, a zły gdy on panuje nad Tobą.” To w zasadzie proste, prawda?:-)
Prowadzę wkrótce zajęcia „POTĘGA EMOCJONALNA - czyli sztuka przejmowania kontroli nad emocjami i stresem.”. Jestem ciekawa, jak uczestnicy warsztatów postrzegają rolę dobrego stresu w swoim życiu i ile osób w ogóle go dostrzega:-).
Zatem: (być może) CDN...

„Masz tylko jedno życie. Znajdź czas, by być szczęśliwy